środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział XXIII

Nie mogę uwierzyć, że od tak dawna nic nie napisałam! Najpierw matura, potem wakacje i nawet się nie obejrzałam, a tu początek sierpnia... Mam zamiar wrócić i bardziej regularnie wstawiać rozdziały, jednak z powodu wakacji będzie to co najwyżej jeden post na miesiąc. A co po wakacjach – nie mam pojęcia. Dostałam się na medycynę, więc z pisaniem może być ciężko, ale jedno jest pewne – chciałabym tą historię doprowadzić do końca. Bardzo wam wszystkim dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy i mam nadzieję, że będziecie chcieli dalej śledzić losy bohaterów tej opowieści.
Żeby już nie przedłużać – zapraszam do lektury!

---***---
               – Że co przepraszam? – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu. O nie, tego to już za wiele! – Każesz mi wskoczyć do jakiejś czarnej dziury w środku łazienki, damskiej łazienki dodam, w której nawet cię nie powinno być, i oczekujesz, że zaufam tobie i twojemu szeleszczącemu czary-mary, które wciąż nie wiem, czym jest, bo szalenie tajemniczy pan Riddle nie raczył zająknąć się...

                Tom szybko przerwał moją tyradę. Zanim zdążyłam się zorientować, on rzucił we mnie niewerbalnym zaklęciem, które odepchnęło mnie... Prosto w wyrwę w posadzce.

                – Riddle! Do cholery jasnej! Zamorduję cię! – krzyczałam, spadając coraz głębiej w podziemia szkoły. Co za tupet!

piątek, 22 lipca 2016

You didn't see that coming?

Okres maturalny za mną, użeranie się z rekrutacją na studia jeszcze trwa, ale mam dobrą wiadomość - wielkimi krokami zbliża się reaktywacja bloga! Miałam nadzieję zrobić to wcześniej, ale z wielu powodów powstał u mnie aż taki poślizg... Przepraszam, że musieliście tak długo czekać i mam nadzieję, że z chęcią przeczytacie o dalszych losach Toma, Cecily i reszty!

Pozdrawiam i do zobaczenia już wkrótce!

środa, 10 lutego 2016

Rozdział XXII

Po długiej przerwie zapraszam na nowy rozdział!  
P.S. Nowy szablon! Ten chyba zostanie na dłużej ;)

   ***   


     Znów stał w tamtym lesie, wpatrując się w nieruchomą sylwetkę jelenia. Znów czuł gorące, bijące serce zwierzęcia w swojej dłoni. Nie wiedział, dlaczego je wyrwał ani co miałby z nim zrobić. Czekał. W pewnym momencie powietrze zadrżało delikatnie, a pulsujący rytmicznie narząd zatrzymał swoją pracę.  Po chwili szmer wiatru ustał, a polanę znów wypełniła cisza.

     Wściekłość.  Od momentu spotkania z ojcem to jedyne, co czułem. Dopiero po fakcie uświadomiłem sobie, że byłem zbyt łaskawy. Pierwszy raz dokonałem zbiorowego morderstwa i wszystko robiłem za szybko. Przecież nikt mi nie zagrażał, donikąd się nie spieszyłem! Następnym razem nie zmarnuję tak okazji.
Dodatkowo mój umysł postanowił mnie wytrącić z równowagi, znowu podsyłając tego przeklętego jelenia. Całe wróżbiarstwo, znaczenie snów – to przecież bzdury i zabobony! Niestety dla świętego spokoju będę musiał zniżyć się do poziomu tej szopki i dowiedzieć się, czemu akurat to zwierzę mnie dręczy...

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział XXI


Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów! Niestety nawał pracy mnie przytłoczył, jednak postanowiłam wykorzystać produktywnie przerwę świąteczną! Zapraszam do lektury!
P.S. Jak wam się podoba nowy szablon, dzieło Eveline Dee z Panda Graphics?

   ***   

            Nie myliłam się – gdy zjawiłam się w Pokoju Wspólnym, impreza trwała już w najlepsze. Dźwięki trąbki, saksofonu czy kontrabasu wydobywające się z magicznie wzmocnionego gramofonu wypełniały pomieszczenie, a jazzowe brzmienia sprawiały, że tylko nieliczni podpierali ściany. Parkiet wypełniały uśmiechnięte pary oraz co odważniejsi soliści, najczęściej już po paru Ognistych Whisky. Kanapy i fotele zostały przesunięte pod ściany, dając większą przestrzeń do tańca, a pod sufitem umieszczono małe lampki, nadając lochom niespotykane tu zazwyczaj ciepło i blask. Draperie mieniące się zielenią, srebrem i czernią nadawały sali szyku i elegancji, nie tworząc jednocześnie wrażenia kiczu. Ogień w kominku płonął tak mocno jak nigdy, dodatkowo rozświetlając pokój. Musiałam przyznać, że ekipa Abraxasa zajmująca się dekoracjami spisała się na medal, a stworzona atmosfera zachęcała do zabawy.

środa, 2 grudnia 2015

Rozdział XX

Ten rozdział będzie fabularną hekatombą!
 P.S. Ostrzeżenie: osobom o słabych nerwach polecam ominięcie fragmentu dotyczącego Little Hangleton. Drastyczna scena. Czytacie na własną odpowiedzialność.

   ***   


Mogłam się tego spodziewać – gdy tylko pokazałam swoją rękę Jeanine Carreac, szkolnej magomedyczce, ta zaczęła kląć na czym świat stoi i robić mi wykłady.

– Co ty, na brodę Merlina, robiłaś? Tak się połamać – to trzeba mieć talent! W ogóle w jaki sposób tak się urządziłaś, co?!

 – Ja, em... Poślizgnęłam się na schodach, psze pani. – Wymyśliłam na poczekaniu.

– Ta dzisiejsza młodzież... Już nawet z chodzeniem ma problemy! Ja nie wiem, to ma być nasza przyszłość? Salazarze, co ty za niedojdy wybierasz, no ja nie wiem... – Carreac marudziła pod nosem, lecząc mój nadgarstek. Modliłam się tylko, żeby to bluzganie nie rozproszyło jej za bardzo i żeby dobrze nastawiła moje złamanie.

W końcu kobieta przestała machać różdżką i z wyraźnie zdegustowaną miną poszła do schowka, po czym przyniosła mi buteleczkę zielonego płynu.

– Wypij to – rozkazała, wciskając mi fiolkę do ręki. – To wszystko, co na tą chwilę mogę zrobić. Założyłam ci usztywnienie, a ty postaraj się nie spadać więcej ze schodów. Nóg w końcu nie masz krzywych, naucz się z nich prawidłowo korzystać – dodała jadowicie, wstając. – Jeśli to wszystko, żegnam. Normalni ludzie, w tym ja, o piątej nad ranem śpią i zdecydowanie nie lubią być budzeni.