Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów! Niestety nawał pracy mnie przytłoczył, jednak postanowiłam wykorzystać produktywnie przerwę świąteczną! Zapraszam do lektury!
P.S. Jak wam się podoba nowy szablon, dzieło Eveline Dee z Panda Graphics?
P.S. Jak wam się podoba nowy szablon, dzieło Eveline Dee z Panda Graphics?
Nie
myliłam się – gdy zjawiłam się w Pokoju Wspólnym, impreza trwała już w
najlepsze. Dźwięki trąbki, saksofonu czy kontrabasu wydobywające się z
magicznie wzmocnionego gramofonu wypełniały pomieszczenie, a jazzowe brzmienia
sprawiały, że tylko nieliczni podpierali ściany. Parkiet wypełniały
uśmiechnięte pary oraz co odważniejsi soliści, najczęściej już po paru
Ognistych Whisky. Kanapy i fotele zostały przesunięte pod ściany, dając większą
przestrzeń do tańca, a pod sufitem umieszczono małe lampki, nadając lochom
niespotykane tu zazwyczaj ciepło i blask. Draperie mieniące się zielenią,
srebrem i czernią nadawały sali szyku i elegancji, nie tworząc jednocześnie
wrażenia kiczu. Ogień w kominku płonął tak mocno jak nigdy, dodatkowo
rozświetlając pokój. Musiałam przyznać, że ekipa Abraxasa zajmująca się
dekoracjami spisała się na medal, a stworzona atmosfera zachęcała do zabawy.
Wciąż
stojąc przy drzwiach do dormitorium, wypatrywałam znajomych twarzy. W chwili,
gdy już mi się wydawało, że ujrzałam w tłumie tańczących Carmen i zamierzałam
do niej podejść, usłyszałam dobrze znany głos po mojej prawej.
– Jak ci
się podoba? – spytał Abraxas, podając mi z uśmiechem kieliszek szampana, który
przyjęłam ze skinięciem głowy.
– Wygląda
niesamowicie. Nie wyobrażałam sobie nawet, że wystarczy kilka dekoracji i Pokój
Wspólny może tak wyglądać! – powiedziałam ze szczerym zachwytem w głosie.
Chłopak
uśmiechnął się zawadiacko, a prawą rękę zanurzył w swoich platynowoblond
włosach, tarmosząc je.
– Lata
praktyki – odparł z dumą w głosie, omiatając wzrokiem salę. Po chwili jego
spojrzenie ponownie spoczęło na mnie i w stalowoszarych oczach dostrzegłam
nieznany mi dotąd błysk.
– Zatańczysz
ze mną? – spytał w końcu, podając dłoń jak na dżentelmena przystało.
– Chętnie.
– Przyjęłam dłoń, lekko zaskoczona propozycją. Abraxas uśmiechnął się szeroko i jednym machnięciem różdżki odesłał nasze kieliszki
na najbliższy mebel. Przeszliśmy na parkiet akurat w momencie, gdy zaczynała
się wolniejsza piosenka. Malfoy delikatnie ujął mnie w talii i po chwili
zaczęliśmy sunąć po parkiecie.
Wszystko
byłoby cudownie, gdybym tylko umiała się zrelaksować i dać porwać chwili. Nie
mogłam jednak zapomnieć o Carmen i jej głupim planie, przez co cały czas
zerkałam ponad ramieniem chłopaka, wypatrując Ślizgonki.
– Coś
nie tak? – spytał Abraxas, dostrzegając moje nerwowe zachowanie.
– Nie.
Przepraszam. – Uśmiechnęłam się nieco sztucznie. – Po prostu...
I wtedy
mnie zamurowało. Odnalazłam wreszcie wzrokiem Carmen, która stała przy barku,
przygotowując drinka. Wyjmowała właśnie małą fiolkę, z której następnie dodała
kilka kropel płynu do kieliszka.
Nie mogłam uwierzyć, że to sie dzieje naprawdę. Na wpół świadomie
zatrzymałam się w pół kroku, a moja dłoń powędrowała do ust. Ułamek sekundy
później Abraxas również się zatrzymał. Kątem oka widziałam, że patrzy na mnie z
niepokojem, po czym szuka wzrokiem, co tak bardzo mnie poruszyło. Zdążył tylko
zobaczyć, jak Carmen odchodzi od barku, niosąc w dłoni kieliszek wypełniony
jasnoczerwonym płynem.
– Cece... O co chodzi? – spytał z niepokojem, wciąż jedną ręką obejmując
mnie w talii.
– Ja... Przepraszam cię. Muszę... Zaraz wrócę – powiedziałam nieskładnie,
wyswobadzając sie z uścisku chłopaka. Nie odeszłam jednak daleko. Poczułam, jak
Abraxas delikatnie położył swoją dłoń na moim ramieniu.
– Powiedz, proszę. Mogę ci pomóc – szepnął.
– Nie – odparłam, chcąc jak najszybciej dostać się do dziewczyny, jednak
ona okazała się za szybka. Dochodziła właśnie do podpitego Avery’ego, który
stał w okolicach wejścia do Pokoju Wspólnego i zaczęła z nim rozmawiać,
jednocześnie podając mu drinka, którego ten przyjął z uśmiechem.
– Za późno. – Słowa te wypłynęły z mioch ust, zanim zdążyłam pomyśleć.
Cofnęłam się o krok, by zrównać się z Abraxasem, po omacku chwytając jego dłoń.
Nie działałam racjonalnie. Nie ważne, jak bardzo się odgrażałam, że Carmen mnie
nie obchodzi, że jej zachowanie jest mi obojętne, to gdzieś tam w głębi wciąż
się przejmowałam. Nie chciałam stracić naszej relacji przez jej głupotę.
Na wpół świadomie rejestrowałam, że Abraxas mówi coś do mnie zaniepokojony
moim niecodziennym zachowaniem. Do moich uszu nie docierał sens jego słów, nie
słyszałam muzyki wciąż sączącej się z gramofonu. W tym momencie istniał dla mnie tylko tamten
kieliszek, którego zawartość w każdej chwili Avery mógł wypić...
Czas na ostatni przystanek w tej zapchlonej dziurze Little Hangleton. Wciąż
nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego potomkowie Slytherina tu zamieszkali.
Dlaczego upadli tak nisko, żyjąc w ukryciu, za najwyższą formę rozrywki mając
straszenie miejscowej dzieciarni? Co poszło nie tak? Miałem pewność tylko w
jednej kwestii – musiałem odciąć się od tej tak zwanej rodziny. Nie mogłem
pozwolić, by ich reputacja zbrukała moje imię.
Z impetem wpadłem do baraku, który Morfin Gaunt nazywał domem. Drzwi uderzyły
z hukiem o ścianę, zwisając krzywo na przerdzewiałych zawiasach. Od razu
zauważyłem skuloną postać nachyloną nad koślawym stolikiem z butelką taniego
alkoholu w dłoni. Podniosła głowę, odgarniając z oczu przetłuszczone, ciemne
kłaki. Gdy tylko Gaunt mnie spostrzegł swoimi rozbieganymi oczkami, wyciągnął z fałd
brudnego ubrania nóż i zaczął wykrzykiwać mało zrozumiałe groźby. Niedobrze mi
się robiło na sam jego widok. Czarodziej z takim rodowodem... Teraz bardziej
podobny do szczura w rynsztoku niż do człowieka.
– Nie mam na to czasu – warknąłem bardziej do siebie niż do niego.
Ogłuszyłem go, a gdy ten padł na ziemię, podszedłem bliżej. Przycisnąłem jego
tors stopą na wypadek, gdyby za wcześnie się wybudził i przystąpiłem do
działania. Musiałem wszczepić mu sztuczne wspomnienie, by ten myślał, iż
dokonał morderstwa, za które ja byłem odpowiedzialny oraz wymazać mu całkowicie
z pamięci moją osobę.
Procedura trwała krócej niż się spodziewałem, ale wciąż była dla mnie
niezwykle obciążająca. Nie miałem więcej eliksiru wzmacniającego... Nie
przewidziałem, że będę go potrzebował. Chwiejnym krokiem wydostałem się z
budynku akurat gdy Morfin zaczął się wybudzać. Teraz musiałem się tylko
teleportować i dostać z powrotem do Hogwartu... Nie padając po drodze ze
zmęczenia.
Zastygłam na środku parkietu. Wypije? Nie wypije? Ktoś się zorientuje?
Poczułam silne ramię Abraxasa obejmujące mnie w pasie. Musiał pomyśleć, że mi
odbiło...
– Abraxas... Mam jedną prośbę – powiedziałam, odwracając się do chłopaka,
jednocześnie kątem oka wciąż obserwując Avery’ego. – Nie pytaj.
Tak, teraz musiał być wręcz pewien, że mi odbiło, jednak obdarzył mnie
tylko badawczym spojrzeniem i wyciągnął rękę, by założyć mi za ucho niesforny
kosmyk.
– Jak sobie życzysz – odparł.
Jego palce już chwyciły pasmo moich włosów, gdy nagle Avery uniósł kieliszek...
Natychmiast obróciłam głowę, niemal uderzając nią o dłoń Abraxasa, a w tym
samym czasie drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się z impetem. Avery
momentalnie opuścił rękę dzierżącą napój, a zaskoczony moim nagłym ruchem Malfoy również
spojrzał w kierunku wejścia. Wszyscy obecni umilkli i pomimo skocznej muzyki w
tle atmosfera momentalnie zgęstniała. Przez otwór w ścianie przechodził właśnie
wykończony do granic możliwości... Tom Riddle. Rozejrzał się uważnie po
twarzach imprezowiczów, zaskoczony takim nagłym zainteresowaniem. Nie zastanawiając
się długo, wyrwał Avery’emu z dłoni kieliszek i uniósł go do góry.
– Coś się stało? Niech zabawa trwa! – Po czym
pociągnął łyk trunku i oddał go właścicielowi. Ślizgoni natychmiast podchwycili
toast i wrócili do zabawy, tracąc zainteresowanie chłopakiem.
Widziałam przerażenie w oczach
Carmen, gdy Riddle podniósł oczy, by spojrzeć na dziewczynę. Spodziewałam się
ujrzeć nieobecne, odurzone spojrzenie, lecz ujrzałam coś innego, coś, co nawet
z mojego miejsca mroziło krew w żyłach. Chłopak zmrużył oczy, a w czarnych
tęczówkach zatańczyły niemal szaleńcze błyski. Zbliżył się do Ślizgonki i
szepnął jej coś na ucho, po czym odwrócił się i powlókł się ku dormitorium.
Avery natychmiast ruszył za nim, a z tłumu wyłoniły się również sylwetki
Lestrange’a i Prince’a, które także podążyły w ślad za nimi. Carmen zaś stała tak
jak wcześniej, jakby była niezdolna, by się poruszyć.
– Przepraszam na moment. – Z Abraxasem spojrzeliśmy na siebie, wypowiadając jednocześnie te same słowa.
Obdarzyliśmy siebie nawzajem bladymi uśmiechami i każde z nas skierowało się w
swoją stronę – ja podeszłam do Carmen, chłopak zaś ruszył do męskiego
dormitorium, gdzie chwilę wcześniej zniknął Wewnętrzny Krąg.
Przedarłam się przez tłum tańczących
i chwyciłam Carmen za łokieć, wybudzając ją z transu. Wydała z siebie coś na
kształt zduszonego krzyku i spojrzała na mnie mętnym wzrokiem.
– J-ja... On... – Usiłowała coś
wyjąkać. W tym momencie minął nas Prince, niemal biegnąc ku wyjściu.
Pociągnęłam Carmen, szepcząc – Nie tutaj. Chodź do dormitorium.
Przytaknęła, wciąż nieobecna duchem, dając się przeprowadzić przez całą długość Pokoju Wspólnego i dalej do
naszej sypialni.
– Co ci powiedział? – spytałam prosto
z mostu, gdy tylko dziewczyna usiadła na łóżku.
Nerwowo obgryzając paznokcie, Carmen
uniosła w końcu głowę.
– On wie. Nie wiem skąd, ale wie –
powiedziała niemal płaczliwym tonem, chowając twarz w dłoniach.
– Jak to? Przecież ta substancja nie
ma smaku... I w dodatku nie podziałała na niego! – odparłam z niedowierzaniem.
– Właśnie wiem! Ale jak inaczej
wytłumaczysz słowa „pyszna amortencja, panno Runcorn”? – wydusiła z siebie,
patrząc na mnie z przerażeniem.
Na wstępnie:
OdpowiedzUsuńCo to jest za szablon? Jest okropny! Literki wychodzą po za stronę tej książki. Nie podoba mi się także ten pionowy napis. Lewa kolumna mnie wręcz odrzuca. Gadżety ładnie wyglądają w słupku. Brakuje mi tu nagłówka. Poprzedni był lepszy.
Moim zdaniem autorka szablonu się nie postarała.
A teraz rozdział.
Jest przecudowny. Zatkało mnie, kiedy Riddle wypił amortencję. Myślałam, że na niego zadziała, a tu takie zaskoczenie... Przynajmniej byłoby śmiesznie. Zakochany Tomuś :)
Niby eliksir powinien zadziałać. Ale z drugiej strony Riddle począł się pod wpływem amortencji. I tak po cichutku możemy stwierdzić, że być może zapobiegł innemu Voldemortowi. Dobry z niego chłopak :D
A jeśli ta amortencja później na niego zadziała?
Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny rozdział!
Pisz szybko!
Szczęśliwego nowego roku!
Życzę weny :)
Pozdrawiam
Lauren
P.S. U mnie jest nowy rozdział :) Wpadnij i napisz komentarz, bo mi smutno, gdy ich nie ma :(
P.S. Nowy rok napisałam małą literą, bo życzę ci szczęśliwego całego nowego roku 2016, a nie tylko 1 stycznia :)
Co do szablonu - jak go zobaczyłam, zakochałam się, ale dopiero potem dotarło do mnie, jak mało praktyczny może być... Dziękuję za opinię - chyba będę musiała pomyśleć o zmianie...
UsuńPowiem tak - dobrze kminisz z amortencją, został pod jej wpływem poczęty i niektórzy twierdzą, że przez to nie potrafi kochać. Jak jest naprawdę (a przynajmniej u mnie)... Zobaczysz ;)
Dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego w (całym!) nowym roku!
Pozdrawiam,
Cecily
Poprzedni szablon wydawał mi się lepszy. Był bardziej przejrzysty i łatwiej było cokolwiek znaleźć.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o rozdział, to wydaje mi się, że jest trochę krótki.
Prawdę mówiąc myślałam, że Riddle po wypiciu Amortencji spojrzy na Cecil i się zauroczy, ale byłoby to strasznie banalne.
Swoją drogą, bardzo kibicuję Abraxasowi. Mogłoby być ciekawie, jeśli Cecil i on by się spiknęli xD
Pozdrawiam, życzę bardzo dużo weny w nadchodzącym roku i wszystkiego dobrego.
Dziękuję za opinię o szablonie - chyba będę musiała go zmienić...
UsuńUff, całę szczęście, że nawet nie zamierzałam wejść na drogę banałów :P
Abraxas jest przeszczęśliwy, słysząc, że trzymasz za niego kciuki ;) Jeszcze zobaczymy, co wyjdzie z jego relacji z Cecily...
Dziękuję i nawzajem! Oby nowy rok był najlepszy z dotychczasowych lat!
Pozdrawiam,
Cecily
Hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już przedwczoraj, ale nie chciałam znowu komentować z Anonima, a tak by niestety wyszło xd. Rozdział bardzo mi się podobał, szczególnie jak Tom wykończony wrócił do pokoju wspólnego (może dlatego, że sama wizja wykończonego Toma i fakt, że Cecily mogła go zobaczyć w takim stanie niesamowicie mnie nakręcała). Niestety, zobaczyli go wszyscy Ślizgoni (sic!), a do tego biedak napił się jeszcze Amortencji. I tu mnie szczerze mówiąc zaskoczyłaś, bo nawet ja myślałam, że nikt nie jest w stanie się jej oprzeć. Suprajs, jednak Tom to Tom. Cecily będzie miała zagadkę do rozwiązania, no i przynajmniej kolejnego biedaka, Avery'ego, nie spotkało to, co miało. Dodam jeszcze, że rozdział był bardzo krótki - ledwo się rozkręcałam a tu cięcie, ale mam nadzieję, że kolejny nam to jakoś wynagrodzi, chociażby szybkością pojawienia się :D
Ps. Jeśli chodzi o szablon, wydaje mi się kompletnie niepraktyczny, na telefonie jednak czyta się dobrze. Ale jest cytat, a ja lubię cytaty :)
Szczęśliwego Nowego Roku
Nija
Mmm, dobrze wiedzieć, że takie rzeczy Cię kręcą :P
UsuńCieszę się, że Ci się podobał rozdział! Postaram się jak najszybciej napisać kolejny, ale niestety nic nie mogę obiecać...
P.S. Ech... Wychodzi na to, że nowy szablon to porażka. Zmiana jest nieunikniona...
Dziękuję i pozdrawiam,
Cecily
Czy nie chciałabyś spróbwać swoich sił w pisaniu na PBF?
OdpowiedzUsuńTo tylko moja mała propozycja, w razie pytań zostawiam namiar na siebie w postaci gadu i link do forum. :)
gg 8660039
http://magiclullaby.forumpl.net/
Zakochałam się w tym blogu. Czytam na telefonie, więc z szablonem nie mam problemów. Kiedy nowy rozdział?!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :D
UsuńCo do rozdziału - powinien pojawić się na dniach, jest prawie gotowy!
Pozdrawiam,
Cecily