środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział XXIII

Nie mogę uwierzyć, że od tak dawna nic nie napisałam! Najpierw matura, potem wakacje i nawet się nie obejrzałam, a tu początek sierpnia... Mam zamiar wrócić i bardziej regularnie wstawiać rozdziały, jednak z powodu wakacji będzie to co najwyżej jeden post na miesiąc. A co po wakacjach – nie mam pojęcia. Dostałam się na medycynę, więc z pisaniem może być ciężko, ale jedno jest pewne – chciałabym tą historię doprowadzić do końca. Bardzo wam wszystkim dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy i mam nadzieję, że będziecie chcieli dalej śledzić losy bohaterów tej opowieści.
Żeby już nie przedłużać – zapraszam do lektury!

---***---
               – Że co przepraszam? – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu. O nie, tego to już za wiele! – Każesz mi wskoczyć do jakiejś czarnej dziury w środku łazienki, damskiej łazienki dodam, w której nawet cię nie powinno być, i oczekujesz, że zaufam tobie i twojemu szeleszczącemu czary-mary, które wciąż nie wiem, czym jest, bo szalenie tajemniczy pan Riddle nie raczył zająknąć się...

                Tom szybko przerwał moją tyradę. Zanim zdążyłam się zorientować, on rzucił we mnie niewerbalnym zaklęciem, które odepchnęło mnie... Prosto w wyrwę w posadzce.

                – Riddle! Do cholery jasnej! Zamorduję cię! – krzyczałam, spadając coraz głębiej w podziemia szkoły. Co za tupet!


                W końcu szalona przejażdżka dobiegła końca. Gwałtownie uderzyłam o kamienną podłogę z takim impetem, że kilka razy się przeturlałam, zanim w końcu się zatrzymałam. Powoli wstałam, czemu towarzyszył dziwny, chrupiący dźwięk. Dopiero wtedy zauważyłam... Posadzka pokryta była cienką warstwą kości podobnych do kurzych. Nie przyjrzałam się im jednak dokładniej, bo w tym momencie z tunelu z gracją wyskoczył Tom, miękko lądując na ziemi.

                – Co to miało być? – warknęłam na niego.

                – Tak było szybciej. I nie musiałem dłużej słuchać twojego stękania – odparł.

                – Jak zawsze arogancki – syknęłam, masując obolałe od upadku ramię.

                W odpowiedzi chłopak jedynie prychnął, rozbawiony.

                – Idziemy czy jeszcze chcesz sobie ponarzekać? – Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i ruszył naprzód, oświetlając sobie drogę różdżką.

                Jęknęłam z irytacją, podążając za nim. Dlaczego tak bardzo zainteresowałam się tym człowiekiem? Co mnie w ogóle do tego skłoniło? On i jego tajemnice od siedmiu boleści!



---***---



Czy zadziałałem impulsywnie? Odrobinę. Jednak bez tej wyprawy mój plan nie mógłby ruszyć naprzód. W dodatku dziewczyna nie zażądała dziś żadnej przysięgi... Nie mogłem prosić o lepszy obrót spraw.

Zatrzymałem się przed wielkim kamiennym włazem umocowanym w ścianie, na którym widniały płaskorzeźby węży.

– To tutaj.

Nie było już odwrotu. Wreszcie pozna moją tajemnicę... Właściwie jedną z wielu moich tajemnic.

Otwórz się – powiedziałem w wężomowie. Mechanizm natychmiast zareagował z głośnym trzaskiem. Węże zaczęły się przemieszczać, aż w końcu zabezpieczenia ustąpiły, a właz uchylił się, otwierając przed nami przejście.

– Znowu! Co to było? Jak? – wyjąkała Cecily.

– Wężomowa. Większość czarodziei nawet o tym nie słyszała, a tylko nieliczni potrafią się nią posługiwać – wyjaśniłem.

Dziewczyna szybko otrząsnęła się ze zdumienia, bo zaraz trzeźwo zapytała – A ty? Jak ją poznałeś? Da się jej nauczyć?

– Z tego co wiem, nikt nigdy nie próbował. Nie było także osoby, która chciałaby się podjąć próby nauczania jej. Ja od urodzenia byłem obdarzony tą umiejętnością – odrzekłem, wchodząc do dalszej części tunelu. Podałem dziewczynie dłoń, by pomóc jej przejść. Przyjęła ją, coraz bardziej zainteresowana.

                – To z tym się już rodzi? Czy to cecha dominująca? Jeśli tak, to pewnie przynajmniej parę osób z twojej rodziny także to potrafi...

                – A może chwilę poczekasz z tymi pytaniami? – przerwałem jej, wprowadzając głębiej do komnaty. Minęliśmy kamienne głowy węży strzegących obu stron przejścia, aż dotarliśmy do zbiornika wodnego na końcu pomieszczenia, nad którym wykuta była podobizna mężczyzny – samego Salazara Slytherina.

                Nadszedł ten moment. Musiałem być teraz bardzo ostrożny w słowach, by za wiele nie ujawnić. Szkoda by było modyfikować Cecily pamięć...

                –  Tak jak obiecałem, czas na wyjaśnienia. Wężomowa jest darem, który dziedziczą potomkowie pochodzący w linii prostej od niego – tu wskazałem na rzeźbę – Salazara Slytherina. Nie powiem ci za wiele o mechanizmie dziedziczenia, bo nie mam rodziny, z którą mógłbym o tym porozmawiać. Wychowywałem się w mugolskim sierocińcu i dopiero parę lat temu dowiedziałem się, że nie jestem dziwny czy niebezpieczny, tylko utalentowany w sposób, którego nie są w stanie zrozumieć ludzie niemagiczni.

                Dobrze mi szło. Nie ujawniłem nic naprawdę istotnego, a udało mi się wywołać w Cecily coś na kształt wzruszenia czy cienia empatii. Doskonale. Oby tak dalej.

                – Jak już wiesz, ten rodzaj magii jest niezwykle potężny i nie da się go zablokować zwykłymi czarami – kontynuowałem. – Pamiętasz, jak ci mówiłem o moim planie pokonania Grindelwalda? Właśnie dzięki wężomowie uważam, że jestem w stanie tego dokonać. I mam nadzieję, że wiedząc to wszystko, będziesz chciała mnie wesprzeć.

---***---



                Tego się nie spodziewałam... To dlatego był taki wyniosły i zdystansowany nawet wobec bliższych mu osób. Jednocześnie zaimponował mi tym, że nie chciał litości, tylko wolał sam stać się silny i szanowany, a historię o swoim dzieciństwie opowiedział mi tylko dlatego, że zmusiłam go pytaniami. Za kimś z taką siłą charakteru byłabym w stanie pójść... Był kimś, kto naprawdę miał możliwości zmieniać świat.

                Milczałam, uważnie słuchając tego, co Tom miał mi do powiedzenia. Po raz pierwszy otworzył się tak przede mną i nie chciałam, by znów się wycofał, jak to miał w zwyczaju. Jednak jedna rzecz mnie zastanawiała...

                – Tom... Dzięki komu się dowiedziałeś, że jesteś czarodziejem? Czy ta osoba wie, że posługujesz się wężomową?

                Chłopak westchnął.

                – Dość już opowiedziałem. O tym nie chcę mówić, może kiedy indziej.

                W jego spojrzeniu dostrzegłam tak dobrze znany mi chłód. Czyli rozmowa skończona... Głupia ja! Po co wychylałam się z tym pytaniem?

                – Jasne. Nie ma sprawy – odparłam, zawiedziona.

                – Niemniej jednak przyprowadziłem cię tutaj nie tylko po, by opowiadać o sobie. Jakiś czas temu obiecałaś mi coś, pamiętasz? Że przyjmiesz ode mnie prezent.

                Pokiwałam głową, przypominając sobie tamten brutalny pojedynek, który przegrałam i warunek, pod jakim w ogóle walczyliśmy. Co on mógł wymyślić?

                – To jedyne miejsce, w którym jest na tyle bezpiecznie, bym ci go ofiarował.

                Po mojej głowie zaczęły chodzić najróżniejsze myśli. Co to mogło być, że wymagało aż takiej kryjówki? Czy przyjście tu na pewno było dobrym pomysłem? Jednak nie miałam już stąd drogi ucieczki – byłam skazana na Toma... No i związana byłam przysięgą. Dlaczego tak na nią nalegałam?

                – Odsłoń lewe przedramię.

                Chcąc nie chcąc, usłuchałam. Podwinęłam rękaw mojej szaty, odsłaniając bladą skórę. Z chwilą jednak, gdy chłopak zaczął się do mnie zbliżać, instynktownie cofnęłam się.

                – Co ty chcesz zrobić? Czy...

                – Pamiętaj, jesteś związana przysięgą – Riddle przerwał mi. – W dodatku to nic takiego. Chociaż może zaboleć...

                – Co... – urwałam, gdy chłodne palce chłopaka chwyciły moją rękę. Nasze spojrzenia się spotkały. Trudno nawet określić to, co wtedy zobaczyłam, jednak to właśnie jego oczy przekonały mnie i zaprzestałam oporu. W końcu to one są oknem duszy, prawda?

                – Zaufaj mi. – To były ostatnie słowa, które usłyszałam, zanim moje przedramię przeszył koszmarny ból, a ja straciłam przytomność.



Obudziłam się na miękkim materacu w przyciemnionym pomieszczeniu. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, gdzie się znajduję – w moim łóżku w dormitorium. Usiadłam powoli, czując jednocześnie ból w całym ciele. Jak ja się tu znalazłam? Uświadomiłam sobie, że ostatnie, co pamiętałam, to podziemna komnata, do której Tom mnie zaprowadził i dziwne zaklęcie, które wycelował prosto w moje lewe przedramię...

Natychmiast podwinęłam rękaw. Po wewnętrznej stronie ramienia ujrzałam czerwony tatuaż, wyglądający niczym nadbiegnięta krwią blizna, który zajmował niemal całe moje przedramię. Przestawiał on ludzką czaszkę, z której, niczym język, wychodził wąż. Zaczęłam delikatnie przesuwać palcami po nim, zastanawiając się mimochodem, czym on może naprawdę być. Nie miałam wątpliwości, że Tom nie zadałby sobie trudu, by stworzyć coś tak niepraktycznego jak zwykły tatuaż. Jednocześnie rosła we mnie złość – co mu strzeliło do głowy, żeby tak mnie znakować? I gdzie on się właściwie podział? Będziemy musieli poważnie porozmawiać, bo tym razem posunął się za daleko!

Opuściłam nogi z łóżka, by wstać, jednak zrezygnowałam, czując zawroty głowy. Jak długo spałam? Zegarek przy łóżku wskazywał trzecią. Usłyszałam także oddechy śpiących współlokatorek – czyli musiała to być trzecia w nocy. Po chwili zorientowałam się, że na moim stoliku nocnym znajduje się coś jeszcze – kremowa koperta, na której widniało moje imię zapisane zgrabnymi literkami charakterystycznymi dla pisma Toma. Niewiele myśląc, otworzyłam ją. Wysunęłam ze środka pojedynczą kartkę papieru. Zasłoniłam kotary przy moim łóżku i zapaliłam różdżkę zaklęciem, by móc odczytać list.

„Cecily,

Mam nadzieję, że czujesz się już dobrze i że przedramię za bardzo Ci nie doskwiera. Nie wiem, ile pamiętasz, bo w pewnym momencie straciłaś przytomność i musiałem Cię zanieść do Twojego dormitorium. Na szczęście wróciliśmy w porze kolacyjnej i nikt nas nie widział. Nalegam także, byś z nikim nie dzieliła się tym, co zaszło. Zaufaj mi, a w najbliższym czasie wszystko Ci wyjaśnię.

T.M.R.

P.S. Pamiętaj – jutro mamy trening.”

Schowałam list pod poduszkę i znów położyłam się, zastanawiając się nad tym, co właśnie przeczytałam. „Zaufaj mi” – te słowa kołatały się po mojej głowie. Chciałam tego bardziej niż czegokolwiek, ale nie wiedziałam nawet, co on mógł mieć na myśli, co planował. Jak mogłam mu zaufać, skoro tak wiele wciąż stanowiło dla mnie tajemnicę? Pogrążona w rozmyślaniach, zgasiłam różdżkę i przekręciłam się na bok, by odłożyć ją na stolik, przypadkiem muskając nią znamię na przedramieniu. Znak natychmiast stał się czarny, a okropny ból przeszył moją rękę. Z całych sił zacisnęłam zęby, by nie krzyknąć, aż w ustach poczułam metaliczny smak krwi. Czym prędzej odsunęłam różdżkę, dzięki czemu po chwili ból zelżał, a tatuaż znów przybrał czerwony kolor.

Co to było? Po czymś takim nie było mowy, żebym zasnęła. Powoli zsunęłam się z łóżka. Tym razem zignorowałam zawroty głowy. Chciałam się przejść, oczyścić umysł. Na szczęście wciąż byłam w ubraniu, w którym byłam także w podziemnej komnacie. Poszłam do łazienki, by przepłukać twarz, odrobinę się odświeżyć, po czym wyszłam z dormitorium. Starałam poruszać się jak najciszej, by nie obudzić nikogo. Jednak gdy doszłam do Pokoju Wspólnego, zauważyłam postać w fotelu przy kominku.

Nawet z daleka go rozpoznałam. Nieco rozczochrany i bledszy niż zwykle, Tom siedział wpatrzony w tańczące przed nim płomienie, jednak oderwał wzrok, gdy zbliżyłam się. Początkowo chciałam go zignorować, ale coś w jego postawie, spojrzeniu, wyglądzie było na tyle odmiennego od aż nazbyt dobrze mi znanego tajemniczego, wyniosłego Toma Riddle’a, że postanowiłam zostać. Poza tym jeszcze lekko szumiało mi w głowie i nie byłoby zbyt rozsądne wypuszczać się na dalsze spacery. Zajęłam miejsce na kanapie i podwinęłam nogi pod siebie. Tak jak uprzednio Tom, zaczęłam obserwować ogień trzaskający w kominku. Nie chciałam zaczynać rozmowy o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło – nie tutaj, nie o tej porze. Potrzebowałam do tego świeżego umysłu.

Tom najwyraźniej podzielał moje zdanie. Dłuższy czas spędziliśmy po prostu siedząc, nie mówiąc ani słowa, wpatrzeni w płomienie, odkładając na później rozmowę, która i tak kiedyś musiała nastąpić.

9 komentarzy:

  1. No cześć! Ale się cieszyłam na ten rozdział :D Gratuluję dostania się na medycynę! :)) Też zaczynam w październiku – w jakim mieście będziesz studiować? Jeszcze się okaże, że się spotkam xd

    Och, a więc on chciał jej "podarować" Mroczny Znak... Kurczę, jaram się takimi opisami ^^ Podoba mi się, że rzeczywiście uzupełniasz luki w kanonie zamiast go naginać pod własny pomysł. Trochę mi mało było perspektywy śmierciożerców w HP, ale coś mi się widzi, że Twoje opowiadanie zaspokoi moją ciekawość.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Bardzo dziękuję za Twój komentarz! :D
      Będę studiować w Łodzi, a Ty gdzie? To dopiero by było, gdybyśmy wylądowały w tym samym mieście! ;)

      Dziękuję raz jeszcze! Chciałam właśnie stworzyć wersję wydarzeń niespecjalnie kłócącą się z kanonem i podejść do tej serii od tej niedopowiedzianej strony. Mam nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom :)

      Pozdrawiam,
      Cecily

      Usuń
    2. Niestety w Gdańsku :/ W sumie przez jakiś czas rozważałam Łódź, mam słabość do tego miasta ^^

      Usuń
    3. O, a czemu tak lubisz Łódź? Szukam jakichś pozytywów związanych z tym miastem, bo póki co mnie specjalnie nie zachwyciło :/

      Usuń
    4. Haha, jakoś dobrze mi się kojarzy, bo zaskakująco wielu świetnych ludzi tam znam :) no i siłą rzeczy, zawsze jak tam jestem, mam świetny czas. No i Festiwal Świateł! <3 I zawsze są tam dobre koncerty. W sierpniu jadę przyjrzeć się tamtejszym klubom :p

      Usuń
  2. swietny rozdzial, a wiec to mroczny znak chcial jej podarowac no niezle. Az dziw ze zabral ja do komnaty tajemnic :o czekam na kolejne rozdzialy ;) a i gratulacje za dostanie sie na medycyne oraz powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział? Zakochałam się w tej historii, jest cudowna:)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://umh.xaa.pl/index.php <--- Zapraszam do Szkoły Magii UMH!

    OdpowiedzUsuń