Nie mogę uwierzyć, że od tak dawna nic nie napisałam! Najpierw matura, potem wakacje i nawet się nie obejrzałam, a tu początek sierpnia... Mam zamiar wrócić i bardziej regularnie wstawiać rozdziały, jednak z powodu wakacji będzie to co najwyżej jeden post na miesiąc. A co po wakacjach – nie mam pojęcia. Dostałam się na medycynę, więc z pisaniem może być ciężko, ale jedno jest pewne – chciałabym tą historię doprowadzić do końca. Bardzo wam wszystkim dziękuję za wsparcie w postaci komentarzy i mam nadzieję, że będziecie chcieli dalej śledzić losy bohaterów tej opowieści.
Żeby już nie przedłużać – zapraszam do lektury!
–
Że co przepraszam? – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu. O nie, tego to już
za wiele! – Każesz mi wskoczyć do jakiejś czarnej dziury w środku łazienki,
damskiej łazienki dodam, w której nawet cię nie powinno być, i oczekujesz, że
zaufam tobie i twojemu szeleszczącemu czary-mary, które wciąż nie wiem, czym
jest, bo szalenie tajemniczy pan Riddle nie raczył zająknąć się...
Tom
szybko przerwał moją tyradę. Zanim zdążyłam się zorientować, on rzucił we mnie
niewerbalnym zaklęciem, które odepchnęło mnie... Prosto w wyrwę w posadzce.
–
Riddle! Do cholery jasnej! Zamorduję cię! – krzyczałam, spadając coraz głębiej
w podziemia szkoły. Co za tupet!
W
końcu szalona przejażdżka dobiegła końca. Gwałtownie uderzyłam o kamienną
podłogę z takim impetem, że kilka razy się przeturlałam, zanim w końcu się zatrzymałam.
Powoli wstałam, czemu towarzyszył dziwny, chrupiący dźwięk. Dopiero wtedy
zauważyłam... Posadzka pokryta była cienką warstwą kości podobnych do kurzych.
Nie przyjrzałam się im jednak dokładniej, bo w tym momencie z tunelu z gracją
wyskoczył Tom, miękko lądując na ziemi.
–
Co to miało być? – warknęłam na niego.
–
Tak było szybciej. I nie musiałem dłużej słuchać twojego stękania – odparł.
–
Jak zawsze arogancki – syknęłam, masując obolałe od upadku ramię.
W
odpowiedzi chłopak jedynie prychnął, rozbawiony.
–
Idziemy czy jeszcze chcesz sobie ponarzekać? – Nie czekając na odpowiedź,
odwrócił się i ruszył naprzód, oświetlając sobie drogę różdżką.
Jęknęłam z irytacją, podążając za
nim. Dlaczego tak bardzo zainteresowałam się tym człowiekiem? Co mnie w ogóle
do tego skłoniło? On i jego tajemnice od siedmiu boleści!
Czy zadziałałem
impulsywnie? Odrobinę. Jednak bez tej wyprawy mój plan nie mógłby ruszyć
naprzód. W dodatku dziewczyna nie zażądała dziś żadnej przysięgi... Nie mogłem
prosić o lepszy obrót spraw.
Zatrzymałem się
przed wielkim kamiennym włazem umocowanym w ścianie, na którym widniały płaskorzeźby
węży.
– To tutaj.
Nie było już
odwrotu. Wreszcie pozna moją tajemnicę... Właściwie jedną z wielu moich
tajemnic.
– Otwórz się – powiedziałem w wężomowie.
Mechanizm natychmiast zareagował z głośnym trzaskiem. Węże zaczęły się
przemieszczać, aż w końcu zabezpieczenia ustąpiły, a właz uchylił się,
otwierając przed nami przejście.
– Znowu! Co to było?
Jak? – wyjąkała Cecily.
– Wężomowa.
Większość czarodziei nawet o tym nie słyszała, a tylko nieliczni potrafią się
nią posługiwać – wyjaśniłem.
Dziewczyna szybko
otrząsnęła się ze zdumienia, bo zaraz trzeźwo zapytała – A ty? Jak ją poznałeś?
Da się jej nauczyć?
– Z tego co wiem,
nikt nigdy nie próbował. Nie było także osoby, która chciałaby się podjąć próby
nauczania jej. Ja od urodzenia byłem obdarzony tą umiejętnością – odrzekłem,
wchodząc do dalszej części tunelu. Podałem dziewczynie dłoń, by pomóc jej
przejść. Przyjęła ją, coraz bardziej zainteresowana.
–
To z tym się już rodzi? Czy to cecha dominująca? Jeśli tak, to pewnie
przynajmniej parę osób z twojej rodziny także to potrafi...
–
A może chwilę poczekasz z tymi pytaniami? – przerwałem jej, wprowadzając
głębiej do komnaty. Minęliśmy kamienne głowy węży strzegących obu stron
przejścia, aż dotarliśmy do zbiornika wodnego na końcu pomieszczenia, nad
którym wykuta była podobizna mężczyzny – samego Salazara Slytherina.
Nadszedł
ten moment. Musiałem być teraz bardzo ostrożny w słowach, by za wiele nie
ujawnić. Szkoda by było modyfikować Cecily pamięć...
–
Tak jak obiecałem, czas na wyjaśnienia.
Wężomowa jest darem, który dziedziczą potomkowie pochodzący w linii prostej od
niego – tu wskazałem na rzeźbę – Salazara Slytherina. Nie powiem ci za wiele o
mechanizmie dziedziczenia, bo nie mam rodziny, z którą mógłbym o tym
porozmawiać. Wychowywałem się w mugolskim sierocińcu i dopiero parę lat temu
dowiedziałem się, że nie jestem dziwny czy niebezpieczny, tylko utalentowany w
sposób, którego nie są w stanie zrozumieć ludzie niemagiczni.
Dobrze
mi szło. Nie ujawniłem nic naprawdę istotnego, a udało mi się wywołać w Cecily
coś na kształt wzruszenia czy cienia empatii. Doskonale. Oby tak dalej.
–
Jak już wiesz, ten rodzaj magii jest niezwykle potężny i nie da się go
zablokować zwykłymi czarami – kontynuowałem. – Pamiętasz, jak ci mówiłem o moim
planie pokonania Grindelwalda? Właśnie dzięki wężomowie uważam, że jestem w
stanie tego dokonać. I mam nadzieję, że wiedząc to wszystko, będziesz chciała
mnie wesprzeć.
Tego
się nie spodziewałam... To dlatego był taki wyniosły i zdystansowany nawet
wobec bliższych mu osób. Jednocześnie zaimponował mi tym, że nie chciał
litości, tylko wolał sam stać się silny i szanowany, a historię o swoim
dzieciństwie opowiedział mi tylko dlatego, że zmusiłam go pytaniami. Za kimś z
taką siłą charakteru byłabym w stanie pójść... Był kimś, kto naprawdę miał
możliwości zmieniać świat.
Milczałam,
uważnie słuchając tego, co Tom miał mi do powiedzenia. Po raz pierwszy otworzył
się tak przede mną i nie chciałam, by znów się wycofał, jak to miał w zwyczaju.
Jednak jedna rzecz mnie zastanawiała...
–
Tom... Dzięki komu się dowiedziałeś, że jesteś czarodziejem? Czy ta osoba wie,
że posługujesz się wężomową?
Chłopak
westchnął.
–
Dość już opowiedziałem. O tym nie chcę mówić, może kiedy indziej.
W
jego spojrzeniu dostrzegłam tak dobrze znany mi chłód. Czyli
rozmowa skończona... Głupia ja! Po co wychylałam się z tym pytaniem?
–
Jasne. Nie ma sprawy – odparłam, zawiedziona.
–
Niemniej jednak przyprowadziłem cię tutaj nie tylko po, by opowiadać o sobie.
Jakiś czas temu obiecałaś mi coś, pamiętasz? Że przyjmiesz ode mnie prezent.
Pokiwałam
głową, przypominając sobie tamten brutalny pojedynek, który przegrałam i
warunek, pod jakim w ogóle walczyliśmy. Co on mógł wymyślić?
–
To jedyne miejsce, w którym jest na tyle bezpiecznie, bym ci go ofiarował.
Po
mojej głowie zaczęły chodzić najróżniejsze myśli. Co to mogło być, że wymagało
aż takiej kryjówki? Czy przyjście tu na pewno było dobrym pomysłem? Jednak nie
miałam już stąd drogi ucieczki – byłam skazana na Toma... No i związana byłam
przysięgą. Dlaczego tak na nią nalegałam?
–
Odsłoń lewe przedramię.
Chcąc
nie chcąc, usłuchałam. Podwinęłam rękaw mojej szaty, odsłaniając bladą skórę. Z
chwilą jednak, gdy chłopak zaczął się do mnie zbliżać, instynktownie cofnęłam
się.
–
Co ty chcesz zrobić? Czy...
–
Pamiętaj, jesteś związana przysięgą – Riddle przerwał mi. – W dodatku to nic
takiego. Chociaż może zaboleć...
–
Co... – urwałam, gdy chłodne palce chłopaka chwyciły moją rękę. Nasze
spojrzenia się spotkały. Trudno nawet określić to, co wtedy zobaczyłam, jednak
to właśnie jego oczy przekonały mnie i zaprzestałam oporu. W końcu to one są
oknem duszy, prawda?
–
Zaufaj mi. – To były ostatnie słowa, które usłyszałam, zanim moje przedramię
przeszył koszmarny ból, a ja straciłam przytomność.
Obudziłam się na miękkim
materacu w przyciemnionym pomieszczeniu. Chwilę zajęło mi zorientowanie się,
gdzie się znajduję – w moim łóżku w dormitorium. Usiadłam powoli, czując
jednocześnie ból w całym ciele. Jak ja się tu znalazłam? Uświadomiłam sobie, że
ostatnie, co pamiętałam, to podziemna komnata, do której Tom mnie zaprowadził i
dziwne zaklęcie, które wycelował prosto w moje lewe przedramię...
Natychmiast podwinęłam
rękaw. Po wewnętrznej stronie ramienia ujrzałam czerwony tatuaż, wyglądający
niczym nadbiegnięta krwią blizna, który zajmował niemal całe moje przedramię.
Przestawiał on ludzką czaszkę, z której, niczym język, wychodził wąż. Zaczęłam
delikatnie przesuwać palcami po nim, zastanawiając się mimochodem, czym on może
naprawdę być. Nie miałam wątpliwości, że Tom nie zadałby sobie trudu, by
stworzyć coś tak niepraktycznego jak zwykły tatuaż. Jednocześnie rosła we mnie
złość – co mu strzeliło do głowy, żeby tak mnie znakować? I gdzie on się
właściwie podział? Będziemy musieli poważnie porozmawiać, bo tym razem posunął
się za daleko!
Opuściłam nogi z
łóżka, by wstać, jednak zrezygnowałam, czując zawroty głowy. Jak długo spałam?
Zegarek przy łóżku wskazywał trzecią. Usłyszałam także oddechy śpiących
współlokatorek – czyli musiała to być trzecia w nocy. Po chwili zorientowałam
się, że na moim stoliku nocnym znajduje się coś jeszcze – kremowa koperta, na
której widniało moje imię zapisane zgrabnymi literkami charakterystycznymi dla
pisma Toma. Niewiele myśląc, otworzyłam ją. Wysunęłam ze środka pojedynczą
kartkę papieru. Zasłoniłam kotary przy moim łóżku i zapaliłam różdżkę
zaklęciem, by móc odczytać list.
„Cecily,
Mam nadzieję, że czujesz się już dobrze i że przedramię
za bardzo Ci nie doskwiera. Nie wiem, ile pamiętasz, bo w pewnym momencie
straciłaś przytomność i musiałem Cię zanieść do Twojego dormitorium. Na
szczęście wróciliśmy w porze kolacyjnej i nikt nas nie widział. Nalegam także,
byś z nikim nie dzieliła się tym, co zaszło. Zaufaj mi, a w najbliższym czasie
wszystko Ci wyjaśnię.
T.M.R.
P.S. Pamiętaj – jutro mamy trening.”
Schowałam list pod
poduszkę i znów położyłam się, zastanawiając się nad tym, co właśnie
przeczytałam. „Zaufaj mi” – te słowa kołatały się po mojej głowie. Chciałam
tego bardziej niż czegokolwiek, ale nie wiedziałam nawet, co on mógł mieć na
myśli, co planował. Jak mogłam mu zaufać, skoro tak wiele wciąż stanowiło dla
mnie tajemnicę? Pogrążona w rozmyślaniach, zgasiłam różdżkę i przekręciłam się
na bok, by odłożyć ją na stolik, przypadkiem muskając nią znamię na
przedramieniu. Znak natychmiast stał się czarny, a okropny ból przeszył moją rękę.
Z całych sił zacisnęłam zęby, by nie krzyknąć, aż w ustach poczułam metaliczny
smak krwi. Czym prędzej odsunęłam różdżkę, dzięki czemu po chwili ból zelżał, a
tatuaż znów przybrał czerwony kolor.
Co to było? Po
czymś takim nie było mowy, żebym zasnęła. Powoli zsunęłam się z łóżka. Tym
razem zignorowałam zawroty głowy. Chciałam się przejść, oczyścić umysł. Na
szczęście wciąż byłam w ubraniu, w którym byłam także w podziemnej komnacie.
Poszłam do łazienki, by przepłukać twarz, odrobinę się odświeżyć, po czym
wyszłam z dormitorium. Starałam poruszać się jak najciszej, by nie obudzić
nikogo. Jednak gdy doszłam do Pokoju Wspólnego, zauważyłam postać w fotelu przy
kominku.
Nawet z daleka go
rozpoznałam. Nieco rozczochrany i bledszy niż zwykle, Tom siedział wpatrzony w
tańczące przed nim płomienie, jednak oderwał wzrok, gdy zbliżyłam się.
Początkowo chciałam go zignorować, ale coś w jego postawie, spojrzeniu,
wyglądzie było na tyle odmiennego od aż nazbyt dobrze mi znanego tajemniczego,
wyniosłego Toma Riddle’a, że postanowiłam zostać. Poza tym jeszcze lekko
szumiało mi w głowie i nie byłoby zbyt rozsądne wypuszczać się na dalsze
spacery. Zajęłam miejsce na kanapie i podwinęłam nogi pod siebie. Tak jak
uprzednio Tom, zaczęłam obserwować ogień trzaskający w kominku. Nie chciałam
zaczynać rozmowy o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło – nie tutaj, nie o tej
porze. Potrzebowałam do tego świeżego umysłu.
Tom najwyraźniej
podzielał moje zdanie. Dłuższy czas spędziliśmy po prostu siedząc, nie mówiąc
ani słowa, wpatrzeni w płomienie, odkładając na później rozmowę, która i tak kiedyś musiała nastąpić.
No cześć! Ale się cieszyłam na ten rozdział :D Gratuluję dostania się na medycynę! :)) Też zaczynam w październiku – w jakim mieście będziesz studiować? Jeszcze się okaże, że się spotkam xd
OdpowiedzUsuńOch, a więc on chciał jej "podarować" Mroczny Znak... Kurczę, jaram się takimi opisami ^^ Podoba mi się, że rzeczywiście uzupełniasz luki w kanonie zamiast go naginać pod własny pomysł. Trochę mi mało było perspektywy śmierciożerców w HP, ale coś mi się widzi, że Twoje opowiadanie zaspokoi moją ciekawość.
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Cześć! Bardzo dziękuję za Twój komentarz! :D
UsuńBędę studiować w Łodzi, a Ty gdzie? To dopiero by było, gdybyśmy wylądowały w tym samym mieście! ;)
Dziękuję raz jeszcze! Chciałam właśnie stworzyć wersję wydarzeń niespecjalnie kłócącą się z kanonem i podejść do tej serii od tej niedopowiedzianej strony. Mam nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom :)
Pozdrawiam,
Cecily
Niestety w Gdańsku :/ W sumie przez jakiś czas rozważałam Łódź, mam słabość do tego miasta ^^
UsuńO, a czemu tak lubisz Łódź? Szukam jakichś pozytywów związanych z tym miastem, bo póki co mnie specjalnie nie zachwyciło :/
UsuńHaha, jakoś dobrze mi się kojarzy, bo zaskakująco wielu świetnych ludzi tam znam :) no i siłą rzeczy, zawsze jak tam jestem, mam świetny czas. No i Festiwal Świateł! <3 I zawsze są tam dobre koncerty. W sierpniu jadę przyjrzeć się tamtejszym klubom :p
Usuńswietny rozdzial, a wiec to mroczny znak chcial jej podarowac no niezle. Az dziw ze zabral ja do komnaty tajemnic :o czekam na kolejne rozdzialy ;) a i gratulacje za dostanie sie na medycyne oraz powodzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńKiedy nowy rozdział? Zakochałam się w tej historii, jest cudowna:)
OdpowiedzUsuńhttp://umh.xaa.pl/index.php <--- Zapraszam do Szkoły Magii UMH!
OdpowiedzUsuń