Wyjątkowo nie Tom-owy rozdział, ale (jako że następny rozdział jest prawie gotowy) obiecuję, że nastęny będzie w pełni skupiony na jego osobie! Czasem wypadałoby powiedzieć co nieco o innych bohaterach. Miłego czytania!
PS. Zachęcam do komentowania! ;)
Chcąc nie
chcąc, musiałam przyznać, że potrzebuję treningów z Tomem. W dodatku wciąż
chciałam go rozszyfrować, a łatwiej mi będzie tego dokonać, zbliżając się do
niego. Jak to mówią – przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej.
Tylko... Czy on jest moim wrogiem? Czy może jednak sprzymierzeńcem? Nie umiałam
ułożyć sobie tego w głowie. Moja relacja z nim to conajmniej dziwny układ. Wstydziłam
się przyznać sama przed sobą, ale on budził we mnie trudne do sprecyzowania
uczucie lęku. Jakby wszystko w nim krzyczało do mnie „uciekaj!”, a ja na
przekór zdrowemu rozsądkowi próbuję zbliżyć się jeszcze bardziej, dowiedzieć
się więcej. Chore, prawda?
Czułam, że nikomu nie mogę się
zwierzyć z moich przemyśleń, że nikt mnie nie zrozumie. Właściwie sama siebie
nie rozumiałam. Dlatego jeszcze więcej czasu poświęcałam na poszukiwanie
informacji, które pomogłyby mi rozszyfrować człowieka, który wciąż stanowił dla
mnie niezgłebioną zagadkę.
Podczas
jednego z moich wieczorów w bibliotece do środka zamaszystym krokiem wparowała
Carmen.
–
Koniec tego! – oświadczyła, może ciut za głośno, bo nawet bibliotekarka, pani
Bellicose, zmierzyła nas groźnym wzrokiem. – Zabieram cię na spacer, książki
mogą poczekać, a trochę świeżego powietrza ci się przyda! – Po czym dodała
ciszej – A w dodatku mam ci sporo do opowiedzenia!
Nie czekając na reakcję z mojej
strony, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. W ostatniej chwili
złapałam moją różdżkę ze stolika i dałam się porwać z biblioteki. Niemal
biegłyśmy po korytarzach i schodach, o mało się nie zabijając po drodze.
Wypadłyśmy z zamku na opromienione zachodzącym słońcem błonia. Myślałam, że już
tu zwolnimy, lecz dopiero gdy przeszłyśmy w ustronniejszą, mniej uczęszczaną
część polany otaczającej szkołę, Carmen puściła moją dłoń. Rozłożyła szeroko
ręce i zawirowała, śmiejąc się, po czym padła na ziemię, cała w skowronkach.
– Coś się wydarzyło? – spytałam,
patrząc z niepokojem na ten przypływ radości.
–
Pamiętasz, jak ci mówiłam, że Duston chyba się mną interesuje? – pokiwałam
głową, na co ona oświadczyła – To oficjalna informacja – zdecydowanie jest mną
zainteresowany! Dziś rozmawialiśmy i myślę, że może coś z tego być! – Ona
mówiła dalej, jednak nie mogłam się skupić. Moje myśli dryfowały w zupełnie
innym kierunku. Jakoś nie potrafiłam ekscytować się razem z nią...
–
Och, i Meg teraz totalnie umrze z zazdrości! – zakończyła. Znane mi imię lekko
mnie otrzeźwiło.
– Meg? Czemu akurat ona? – spytałam,
modląc się w duchu, by to nie było pytanie, na które odpowiedź powinnam znać po
monologu, który Carmen mi właśnie zaserwowała.
–
Jeszcze pytasz? To moja nemezis, arcywróg! A co gorsze, to moja kuzynka.
To nie było coś, czego bym się
spodziewała. One – spokrewnione? Zaskoczona, spytałam – W takim razie, czemu aż
tak się nie lubicie?
– Nikomu się z tego nie
zwierzałam... Ale czuję, że mogę ci zaufać. Mam rację?
– Oczywiście, że tak. – odparłam.
Coś w spojrzeniu dziewczyny mocno mnie zaniepokoiło i zaczęłam naprawdę się zastanawiać,
czy chcę wiedzieć, co między nimi zaszło...
Carmen chyba nie dostrzegła mojego
wahania, bo po chwili usiadła przede mną po turecku, wzięła głęboki oddech i
zaczęła opowiadać. – Kiedyś to były tylko rodzinne niesnaski, nic wielkiego, co
by sprawiło, że miałabym do niej tak osobistą urazę. Nasze rodziny prowadzą
niemal otwartą wojnę, a ostatecznie poróżnił nas fakt, że jej rodzina zaczęła
służyć Grindelwaldowi. – Ostatnie zadanie wypowiedziała niemal szeptem.
– Ale nawet to nie wpłynęło zbytnio
na moją relację z Meg. Wtedy jeszcze byłyśmy za małe, by przejmować się takimi
sprawami. Po czym przyszłyśmy tutaj... I ona stała się dziewczyną, z którą
każdy chciał być. Ta popularna, uwielbiana, mądra... Ta idealna. Każdy ją
kochał... Nawet chłopak, którego znałam od dzieciństwa. Który był dla mnie jak
brat. A ona... Ona pobawiła się nim chwilę i porzuciła. – Oświadczyła z goryczą
w głosie.
– On się kompletnie załamał,
szaleńczo w niej zakochany. Nie umiał się odnaleźć na nowo, nic go nie
cieszyło, nie chciał nigdzie wychodzić, z nikim się spotykać. Odwrócił się od
swoich przyjaciół... Ode mnie... Ciągle gdzieś znikał, a gdy go widziałam,
wyglądał na wiecznie zmęczonego i przybitego. Jednak to jeszcze nie było
najgorsze. – Carmen zwiesiła głos, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Pod koniec wakacji dowiedziałam się, że
przyjechał do Hogwartu na początku lipca, nie wiadomo dlaczego. W jakiś sposób
dostał się na Wieżę Astronomiczną. Kiedyś mi mówił, że tam przeżył
najszczęśliwsze chwile z Meg, chciał pewnie wrócić do tych wspomnień. To chyba
było dla niego jednak za dużo... Skoczył.
Dziewczyna
nie zaczęła płakać, jak bym się spodziewała. Zamiast tego zamknęła oczy, by
żadna kropla nie spłynęła po policzku, a gdy je z powrotem otworzyła, nie
dostrzegłam w nich smutku, tylko czystą, nieokiełznaną nienawiść.
– Meg... Ona go złamała. Dlatego ja
teraz zrobię jej to samo. Duston, poza tym, że jest przystojny i inteligentny i
absolutnie niesamowity, jest też jej pierwszą miłością. Wiesz, że ona wciąż
trzyma jego zdjęcie? Nigdy nie pogodziła się z rozstaniem. Dlatego mój
potencjalny związek z Averym cieszy mnie z dwóch powodów. Po pierwsze – kogo by
nie cieszyło zainteresowanie tak cudownego, czystokrwistego czarodzieja, w
dodatku z Wewnętrznego Kręgu? Mówię ci, gwarantowany wysoki status! – w tych
słowach słyszałam moją Carmen, którą tak polubiłam. To, co potem dodałam,
kompletnie kłóciło się z naturą osoby, którą wydawało mi się, że znam.
– Po drugie, chcę się zemścić. Chcę,
by ona patrzyła, jak Duston powoli się od niej oddala, zakochuje we mnie. Chcę,
żeby widziała jego szczęście u boku innej. Żeby patrzyła na swój raj utracony.
Ona zniszczyła Petera? Ja zniszczę ją.
Siedziałam,
oniemiała, wyjątkowo nie wiedząc, co powiedzieć.
– Nie miałam pojęcia... – wyszeptałam.
Merlinie, i to jest ta wiecznie radosna Carmen, którą znałam? Pozory jednak
mylą...
Wzruszyła
ramionami. – Właściwie nikt nie wie. Może to i lepiej? Łatwiej iść naprzód, nie
otwierając wciąż na nowo starych ran, tylko dążąc do celu. – Najwyraźniej dla
niej temat był zakończony.
–
A co tam u ciebie? Jak się zaaklimatyzowałaś? I jak twoje relacje z Riddle'm? –
zapytała pozornie niewinnie. Odetchnęłam w duchu. Coś pozostało jednak z
dziewczyny, którą znałam! Jak zwykle tłumaczyłam, że nic między nami nie ma, a
bynajmniej nic z tych rzeczy, które Carmen insynuowała. Ona obstawała przy
swoim, popierając swoją tezę przykładami najróżniejszych zachowań „króla
podziemi”, jak to lubiłyśmy określać Toma wtedy, gdy nie było w pobliżu żadnych
ciekawskich uszu. Na szczęście szybko rozmowa nabrała żartobliwego tonu, więc
nie musiałam tłumaczyć się z niewygodnych dla mnie obserwacji Carmen.
Resztę wieczoru rozmawiałyśmy na
bardziej neutralne tematy, śmiejąc się, żartując i po prostu rozluźniając się.
Potrzebowałam tego po tym całym czasie, w którym mocno oddaliłyśmy się od
siebie, każda zajęta swoimi sprawami i problemami.
Wróciłyśmy
późno do dormitorium w niezwykle dobrych nastrojach. Chyba nasz śmiech irytował
pozostałe Ślizgonki z pokoju, ale nas to nie obchodziło. Obie nareszcie
doznałyśmy chwili wytchnienia i chciałyśmy, by trwała jak najdłużej.
Zasypiając,
powracałam jednak myślami do wyznania Cramen. Powinnam komuś powiedzieć o tym,
czego się dowiedziałam? Zachować dla siebie i patrzeć, jak dokonuje się zemsta?
Ostatnia świadoma myśl przed zaśnięciem podpowiedziała mi, bym póki co nie
mieszała się w to. A nuż to tylko szumne zapowiedzi, z których nic wielkiego
nie wyniknie? Poza tym mam już wystarczająco dużo na głowie...
Świetna opowieść Carmen, aż mnie dreszcze przeszły!
OdpowiedzUsuńJedna literówka "były" nie "było" przy tych niesnaskach.
No i błąd ortograficzny "nóż" nie "nuż".
Pozdrawiam
Arystokratka
Cieszę się, że ci się spodobała - to chyba fragment, co do którego miałam najwięcej wątpliwości...
UsuńLiterówka poprawiona, a "nuż" jest słowem poprawnym, "nadającym wypowiedzi odcień obawy, czasem nadziei" (wikipedia zawsze pomocna :P).
Pozdrawiam,
Cecily
Dobrze że Carmen zaczyna się układać z Dustonem. A takich rzeczy jak Carmen opowiadała o Meg to się nie spodziewałam. Nie pomyślałabym, że Meg mogłaby się zabawić uczuciami chłopaka, który się w niej zakochał i jeszcze doprowadzić tym do jego śmierci. Więc może jak popatrzy sobie na szczęście kuzynki to dotrze do niej co zrobiła. Ciekawe czy Cecily też znienawidzi Meg tak jak Carmen.
OdpowiedzUsuńBędę czytać dalej.