piątek, 20 lutego 2015

Rozdział IX



Wreszcie udało mi wziąć się w garść i napisać kolejny rozdział. Bardzo przepraszam, że musieliście tyle czekać. Tak czy inaczej - świeżutki rozdział trafia prosto do was! Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie!
P.S. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - między innymi one pomogły mi zabrać się do pracy!


   ***   

Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jak to możliwe? Sala wyglądała jak idealna kopia klasy Obrony przed Czarną Magią, ale z jednym wyjątkiem – zamiast katedry nauczycielskiej na końcu sali stały dwie kanapy, a w ścianę wbudowany był kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Powoli weszłam do pomieszczenia. Podeszłam do najbliższej ławki i przesunęłam dłonią po blacie, sprawdzając, czy aby na pewno to nie iluzja. Niesamowite – nawet jego faktura była identyczna... Nagle blat wyszarpnął się spod mojej ręki i wszystkie stoliki przesunęły się pod ścianę. Tom! Niemal zapomniałam o jego obecności!

         – Gotowa na trening? – usłyszałam zza pleców.
 – Zawsze gotowa, żeby ci dołożyć – odparłam, odwracając się do niego.

 Riddle zaśmiał się gardłowo, a na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech. – Bardzo dobre podejście, podoba mi się.

         Wyciągnęłam różdżkę, celując nią w chłopaka. Zaczęliśmy poruszać się powoli, zakreślając szerokie koło. 

         – Pokaż, co potrafisz. Tym razem bez żadnych ograniczeń. – rzucił, a w moją stronę pognało pierwsze zaklęcie. 

         Zwinnie uchyliłam się i miotnęłam klątwą, nie pozostając dłużna. Po chwili cała sala rozświetliła się błyskami uroków, a nasze ciała ruszyły w bitewny tan. Wszystko szło dobrze... Do czasu. Chwila nieuwagi i lewą rękę rozerwało mi potężne zaklęcie, a krew zaczęła spływać na kamienną posadzkę. Krzyknęłam bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Szybko wzięłam się w garść i, przyciskając ranne ramię do piersi, zaczęłam atakować z jeszcze większą zaciekłością. Z satysfakcją zauważyłam, że mój czar przebił się przez bariery Riddle’a, godząc go w bark, na którym zaczęły się pojawiać użądlenia. Chłopak zacisnął wargi i jeszcze bardziej wzmocnił atak, mimo iż już wcześniej było mi trudno na niego odpowiadać. Zostałam trafiona jeszcze raz w ramię, potem w brzuch. Jeszcze trochę i zostanę tak pocharatana, że o własnych siłach stąd nie wyjdę!

         – Wystarczy. – zakomendował Riddle i z krótkim syknięciem posłał mnie zaklęciem wprost na ścianę. Uderzyłam plecami nie tak mocno, jak się spodziewałam, ale byłam na tyle wykończona, że niemal bezwładnie padłam na podłogę. Usiłowałam się podnieść, lecz on powstrzymał mnie, posyłając na ziemię lekkim machnięciem różdżki. Chwyciłam szybko swoją broń do ręki i usiłowałam się cofnąć, ale za mną była już tylko ściana. Przylgnęłam go niej, celując w Riddle’a.

   ***   

 No no no, Cecilia wciąż nie chce mi zaufać... W sumie nic dziwnego – przed chwilą próbowaliśmy się pozabijać, albo raczej mocno uszkodzić, gwoli ścisłości. Jednak początki zawsze są trudne, niedługo będzie gotowa oddać życie za mnie. Wbrew pozorom ludzie nie są trudni w obsłudze, a ja mam za sobą lata praktyki.

Opuściłem broń i przykucnąłem przed dziewczyną. 

         – Przysiągłem, że trwale cię nie uszkodzę. A ja zawsze dotrzymuję słowa. – Albo przynajmniej gdy za złamanie obietnicy grozi mi utrata magicznych zdolności, dodałem w myślach.

 – Nic mi nie jest. – warknęła, ale odłożyła różdżkę. 

– Rzeczywiście, tylko jeszcze trochę i się wykrwawisz. – odparłem zirytowany. Zanim zdążyła ponownie zaprotestować, posłałem w jej kierunku błękitny strumień magii. Krwawiące rany zasklepiły się, a siniaki zaczęły blaknąć.

         – Dz-dzięki. – Dziewczyna wydukała, patrząc z niedowierzaniem na zabliźnione ramię. – Będziesz musiał mnie nauczyć tego zaklęcia – dodała z bladym uśmiechem.

         – Wszystko w swoim czasie. – odparłem. Na razie nie musi wiedzieć, że to zaklęcie z dziedziny Czarnej Magii... I że w momencie, gdy rany znikały z jej ciała, identyczne zaczęły się pojawiać u Venthama Prince'a, któremu wcześniej nakazałem trzymać się w pobliżu Skrzydła Szpitalnego.

         Podałem Cecilii rękę, pomagając jej wstać, i skierowaliśmy się w ku kanapom. Usiadłem naprzeciwko niej.  

         – Masz obszerną wiedzę, jednak brak ci techniki. Zbyt wiele energii zużywasz na niepotrzebne ruchy. – zacząłem.

   ***   

         – Nie wiedziałam, że aż takie znaczenie ma dla ciebie szkolenie mnie do wygrania turnieju klasowego – stwierdziłam, gdy wykład Riddle’a dobiegł końca. Objaśnił mi ze szczegółami, które aspekty walki jeszcze u mnie kuleją, co muszę zmienić... Jak się okazuje, przede mną wiele pracy.

         – Nie chodzi o sam turniej – odparł sucho. – Gdyby tak było, nie trenowalibyśmy wcale, pozwoliłbym cię wyeliminować z gry jak najszybciej, a sam zająłbym się walką.
Czyli moje przypuszczenia okazały się słuszne. Po co w takim razie zaproponował doszkalanie mnie? 

         Ślizgon wziął głęboki wdech i kontynuował – Muszę przyznać, że doceniłem twoje zdolności podczas pierwszej Obrony, gdy mieliśmy przedrzeć się do ławek. Jak zauważyłaś, niewielu osobom się to udało – ze Slytherinu właściwie tylko nam obojgu oraz mojemu najbliższemu gronu. Pomyślałem wtedy, że takiego talentu nie można zmarnować – zakończył, wstając.

         Miałam wrażenie, że nie mówi mi całej prawdy, jednak nie naciskałam. Dla niego najwyraźniej rozmowa była już zakończona. Także wstałam i w milczeniu wyszliśmy z tej nietypowej sali.

         – Jestem zmuszony zostawić cię tutaj, mam jeszcze coś do załatwienia. Mam nadzieję, że sama trafisz do dormitorium? – spytał, jak zwykle prezentując swoje nienaganne maniery.

 – Tak, oczywiście, dam sobie radę. – odparłam odrobinę zirytowana. Z pozoru uprzejma uwaga w jego ustach zabrzmiała tak protekcjonalnie, jakby zwracał się do dziecka! – Dobranoc, Tommy – rzuciłam i, nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę schodów.

         – Do jutra, Cecilia. – odparł, zamieniając pozornie niewinne pożegnanie w coś, co brzmiało niczym groźba. Musiałam przyznać, że miał do tego niesamowity talent. Po chwili odgłosy jego kroków zaczęły się oddalać, aż całkowicie umilkły w mrocznych korytarzach.


         Schodząc po schodach, zaczęłam się zastanawiać. Co u licha miał do załatwienia tak późno? A co ważniejsze – jakie ma plany w stosunku do mnie? Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi. Ten człowiek to chodząca zagadka, ale ja nie spocznę, dopóki nie dowiem się wszystkiego...

7 komentarzy:

  1. Kiedy nowy rozdział?

    Tak, wiem, nie powinnam tak zacząć komentarza. Ale kompletnie nie wiem, co pisać... Na twojego bloga trafiłam w Grudniu i od tego czasu go czytam, jest wspaniały! Ten rozdział przeczytałam w dniu, w którym się pojawił ale tak to jest, że czasami jestem zbyt leniwa, by wystukać kilka zdań:)
    Dobra, czekam na kolejny rozdział. Nawet gdybym go nie skomentowała, pamiętaj: zawsze czytam, jestem twoją wierną czytelniczką!
    PS: Pisze się wziąć

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie opisałaś tę walkę i emocje bohaterów. Podoba mi się twoja wizja Toma - jest dokładnie takim człowiekiem, jak go sobie zawsze wyobrażałam.
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!
    Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się Twój blog. Kiedy przeczytałam, iż Cecilia trafiła do Slytherinu nie załamałam się co było dziwne. Nigdy nie przepadałam za tym domem i za każdym razem, gdy czytam momenty w, których główny/bohater/bohaterka trafia do tego domu jestem zdołowana, bo całym sercem jestem za Gryffindor'em. Spotykałam się z podobnymi historiami, ale Twoja jest najlepsza. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Uwielbiam te chwile gdzie jest coś pomiędzy Tomem, a Cecilią. Świetnie opiujesz te fragmenty. Życzę weny oraz czeka z niecierpliwością na następną notkę!
    Sonrisa
    PS: Może wpadniesz? http://lily-evans-co-by-bylo-gdyby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem, są extra :D. Oby tak dalej.
    Mam nadzieję że następny rozdział już powstaje i bedzie tak samo rewelacyjny jak poprzednie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. " Chwyciłam szybko swoją do ręki i usiłowałam się cofnąć, ale za mną była już tylko ściana. Przylgnęłam go niej, celując w Riddle’a."
    Zgubiłaś kluczowe słowo, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, że brakuję tam "różdżki".
    Gdzieś była jeszcze literówka, ale nie mogę jej znaleść.
    Ogółem ciekawie tajemniczo i bez większych wpadek.
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz zauważyłam, jak źle to brzmi, już poprawiam :P
      Dziękuję i pozdrawiam,
      Cecily

      Usuń
  6. Ten trening jakiś bardzo zły nie był. Tom dotrzymał słowa i bardzo nie uszkodził Cecily. Ciekawe co miało na celu pochwalenie jej za umiejętności. Może chciał żeby się poczuła przez niego doceniona. A to dobry początek do zrealizowania jego planu z Cecily.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń