niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział VIII

Co ja najlepszego zrobiłam? Uświadomiłam sobie dopiero po fakcie jak głupie było zgodzenie się na wspólny trening. Jednak jaki miałam wybór? Cholerna ambicja! Cholerny Riddle! Teraz wściekanie się nic nie da. Przynajmniej dzięki Przysiędze zapewniłam sobie odrobinę bezpieczeństwa...

Tej nocy prawie nie spałam. Ślęczałam do późna nad wypożyczonymi z biblioteki księgami, w których miałam nadzieję znaleźć odpowiedzi. Przekopałam się przez grube tomiszcza, jednak nie znalazłam nic przydatnego. Może źle szukam? Po szóstej kawie i załamaniu rąk nad dziesiątą nic niewnoszącą lekturą poddałam się. Po cichu uprzątnęłam łóżko, na którym leżały rozrzucone materiały, starając się nie obudzić współlokatorek. Bądź co bądź mam jakieś resztki przyzwoitości! Wpełzłam pod kołdrę, lecz kofeina jednak zrobiła swoje. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, a gdy wreszcie odpłynęłam w objęcia Morfeusza, nie dane mi było odpocząć. 

Stałam na ośnieżonej dróżce, która wiła się między domami niczym... Wąż. Czy to tylko złudzenie? Spojrzałam pod nogi i zamiast bruku ujrzałam łuski. Chciałam uciekać, ale moje nogi były jak z ołowiu. Droga, a właściwie olbrzymi gad, wynurzył łeb spomiędzy zabudowań. Syknął groźnie, ale nie zaatakował. Przekrzywił tylko głowę, jakby drwił ze mnie, a żółte oczy zmieniły barwę na czarną jak mrok otchłani, tak podobną do koloru oczu pewnego Ślizgona. Szyja potwora wygięła się nieznacznie do tyłu, lecz wiedziałam, że on się nie wycofuje, raczej... Bierze zamach. W mgnieniu oka łeb, a za nim reszta ciała, wystrzelił jak z procy, a olbrzymia paszcza rozwarła się, żeby mnie pochłonąć...

Obudziłam się zlana potem, a mój krzyk rozdarł poranną ciszę dormitorium. Lalunia obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym wróciła do nakładania kolejnej warstwy makijażu na twarz. Jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc, pomyślałam, otrząsając się tą myślą z koszmaru sennego. Po chwili przy moim łóżku znalazła się zaniepokojona Carmen.

– Cecily, wszystko w porządku? –  spytała naiwnie.

– Tak, jak najbardziej. – odparłam nieco słabym głosem.

– Dobra, nie udawaj twardziela, tylko opowiadaj. Co ci się przyśniło? – zniżyła głos tak, żeby reszta dziewczyn nas nie słyszała.

Nie miałam ochoty do tego wracać. Jeszcze nie teraz. Musiałam w samotności przemyśleć obrazy, które podsunęła mi wyobraźnia.

– Później ci opowiem, dobrze? – Nie dając dziewczynie czasu na odpowiedź, szybko zmieniłam temat. – Właściwie to która jest godzina?

– Już trwa śniadanie, więc lepiej wstawaj, chyba że chcesz chodzić głodna pół dnia!

Z nieartykułowalnym dźwiękiem padłam z powrotem na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Nie miałam siły wstać, a na jedzenie nawet wyjątkowo nie miałam ochoty! Carmen próbowała mnie podnieść, ale nic nie wskórała. Stanowczo sprzeciwiałam się wszelkiej aktywności fizycznej wiążącej się z opuszczeniem ciepłego, miękkiego azylu, poza tym nie byłam gotowa na konfrontację ze światem poza dormitorium. W końcu dziewczyna poddała się i sama ruszyła do Wielkiej Sali.

Gdy pomieszczenie się opróżniło i zapadła w nim przyjemna cisza, zmusiłam się do wstania. Pakując książki do torby, myślałam o moim śnie. Co on mógł znaczyć? Nie od dziś wiadomo, że sny mogą mieć znaczenie prorocze lub być obrazem podświadomości. Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyłam nawet, kiedy znalazłam się na korytarzu, a nogi same powiodły mnie w kierunku szklarni, gdzie miała się odbyć pierwsza tego dnia lekcja. Analizowałam każdy najdrobniejszy szczegół mojego koszmaru, lecz wciąż nie mogłam wymyślić żadnego przesłania prócz jednego – zaczynam mieć niezdrową obsesję na punkcie Toma. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że odkąd tu jestem, zajmuję się głównie sprawami związanymi z Riddle’em. Muszę czym prędzej rozwikłać tajemnicę z nim związaną, a całą jego osobę odstawić na półkę „sprawy zamknięte”.

Nagle coś czarnowłosego wpadło na mnie z impetem, a książki dosłownie wyfrunęły mi z rąk, lądując na podłodze z donośnym plaskiem. Miałam ochotę przekląć inteligenta, który urządza sobie półmaraton po korytarzu. Spodziewałam się ze strony uczniów odrobinę więcej ogłady w tej tak zwanej „elitarnej” szkole! 

         Pod przydługą, lekko kręconą czupryną ujrzałam zaczerwienioną od biegu twarz Lestrange’a. Zdziwiłam się. Dokąd się tak spieszył? I co ważniejsze – od kiedy dumny członek ślizgońskiej elity biega?! Niewiele myśląc i jeszcze mniej mówiąc, oboje natychmiast kucnęliśmy, żeby pozbierać rzeczy z podłogi. Zrobiliśmy to na tyle gwałtownie, że stuknęliśmy się głowami.

 – Cholera jasna, uważaj trochę! – chłopak syknął.

 – Mówi to ten, który biega po korytarzach jak potłuczony! Naprawdę, należą mi się z twojej strony przeprosiny, Lestrange! – fuknęłam.

 – Ciesz się, że byłem na tyle łaskawy, żeby cię do tej pory nie zmieść z powierzchni ziemi. – odparł jadowicie.

         – Właściwie byłeś blisko, wpadając na mnie swoim wielgachnym cielskiem! – zirytowałam się nie bez powodu.

Wymamrotał coś pod nosem (zapewne obelgę) i miał już się podnosić, gdy ujrzałam, co trzymał w ręku. Była to niewielkich rozmiarów podłużna paczka owinięta jasnobrązowym papierem z dziwnym znakiem na pieczęci.

 – Przesyłka dla Riddle’a? – wypaliłam bez zastanowienia. Może i mam obsesję na punkcie Toma, ale nie widziałam innego powodu do aż takiego pośpiechu członka Wewnętrznego Kręgu...

 – Nie twój interes, Zabini. – powiedział lodowatym tonem, rzucając mi nienawistne spojrzenie. Sprawdził szybko tajemniczą paczuszkę, czy nie została w żaden sposób uszkodzona, i bez słowa ruszył w swoją stronę.

 Co w niej było? To pytanie nie opuszczało mnie przez długi czas. Dodatkowo męczyła mnie sprawa dzisiejszego treningu z Riddle’m. Jak on ma wyglądać? Czego chce mnie uczyć? A co ważniejsze – jaki ma w tym cel? Bez wątpienia kryło się w tym jakieś drugie dno, którego póki co nie umiałam dostrzec.

Zielarstwo, zaklęcia i eliksiry... Godziny mijały mi tak szybko, że nawet nie obejrzałamłam się, a już znalazłam się na ostatniej w tym dniu lekcji – transmutacji. Od zawsze była moim ulubionym przedmiotem, uważałam ją za najbardziej niezwykłą dziedzinę magii. Wciąż uważam za niesamowite to, że można jedną rzecz przemienić w zupełnie inną, nadać jej nowe cechy, właściwości. Chyba nigdy nie przestanie mnie fascynować. Oprócz tego nauczał jej jeden z najbardziej zaangażowanych i zarazem ekscentrycznych nauczycieli – Albus Dumbledore. Długie, kasztanowe włosy, których niejedna dziewczyna z pewnością zazdrościła, błękitne oczy, którymi umiał zajrzeć wgłąb duszy człowieka i osobowość pełna dumy, ale również pokory i bezpośredniości. Jednym słowem – gryfoński ideał. Zawsze z fascynacją słuchałam jego wykładów, których nieodmiennym elementem było pytanie do klasy „Ma ktoś ochotę na cytrynowego dropsa?”. Oczywiście nikt nigdy nie skorzystał z propozycji, co nie przeszkadzało mu wciąż pytać. Czy wykupił z nich całe Miodowe Królestwo, że za każdym razem miał je przy sobie?

Dziś jednak nie mogłam się skupić na jego słowach. Zamiast tego co chwila zerkałam na Toma – może zapomniał? Jednak gdy w pewnym momencie posłał w moją stronę pozornie obojętne, za to niezwykle intensywne spojrzenie, wiedziałam, że moja nadzieja była płonna. Zaczęłam się obawiać, że on jest jednym z tych, którzy nigdy nie zapominają. Szybko odwróciłam się, skupiając się zamiast tego na szczurze, którego miałam przeobrazić w kanarka. Jednak zanim spuściłam głowę, zdołałam podchwycić jeszcze zaniepokojenie na twarzy profesora, którego uwadze chyba nie uszło moje nerwowe zachowanie.

 – Szklane oko cię obserwuje – szepnęła Carmen, z którą siedziałam w ławce. – Lepiej zrób z tym szczurem coś lepszego niż tylko dorobienie skrzydeł. – zaśmiała się po nosem.

         Dopiero teraz się zorientowałam, jak wyszła mi transmutacja zwierzęcia. Z zainteresowaniem zatrzepotało nowym nabytkiem, którego go po chwili pozbawiłam, by zacząć od początku.

         – Szklane oko? – spytałam, skupiając się na gryzoniu.

 – A nie wygląda na takie? – odparła dziewczyna. – To nie jest naturalne, żeby czyjaś tęczówka miała tak jednolicie błękitną barwę! Ech, Cecily, rozejrzyj się czasem, a zauważysz naprawdę interesujące szczegóły! – dodała.

         Już miałam ochotę nawtykać jej, jak bardzo ona pozostawała ślepa na niektóre kwestie, ale cudem się powstrzymałam. Nie chciałam dokładać sobie więcej stresu, kłócąc się z nią. Zamiast tego zapytałam – To jakaś ogólna refleksja, czy jeszcze coś ciekawego odkryłaś?

 – Oprócz tego, że Eileen z czwartego roku odkryła zaklęcie prostowania włosów... I oprócz niewątpliwego zainteresowania Dustona moją osobą to nic. – powiedziała z nutą satysfakcji.

         – Duston, Duston... – szybko kartkowałam w moim umyśle księgę „Dustonowie, których znam” (nie trwało to długo...), aż wreszcie dotarłam do właściwego – Masz na myśli Dustona Avery'ego? – spytałam z zaskoczeniem.

         – Oczywiście, że tak! – odpowiedziała takim tonem, jakbym nagle stwierdziła, że niebo jest niebieskie. – Dziwi cię to? – spytała podchwytliwie.

 – Nie, skądże! – odparłam, może trochę za szybko. Do tej pory byłam przekonana, że Avery’ego interesuje tylko jedna osoba, mianowicie Tom Riddle. Traktował go jak wszechwiedzącego mentora, a raczej jak mistrza, wpatrzony był w niego jak w obrazek. Co nagle sprawiło, że zauważył świat poza nim? A może to najzwyczajniej w świecie wytwór wyobraźni Carmen spragnionej uwagi (i sensacji)?

         – Daj mi znać, jak tylko coś się wydarzy – dodałam, żeby Ślizgonka nie pomyślała, że wątpię w jej rewelację.

 To ją chyba usatysfakcjonowało, bo po chwili na jej ustach zagościł szeroki uśmiech. – Zapewniam cię, że będę ci o wszystkim opowiadać. – stwierdziła dziewczyna, po czym obie się cicho zaśmiałyśmy i wróciłyśmy do zamęczania szczurów zaklęciami.

   ***---  

Dzień powoli dobiegał końca, a tym samym zbliżał się trening. Zobaczymy, czy dziewczyna okaże się warta mojego czasu. Czy da się coś z niej wykrzesać. Ma potencjał. Jest jak żarzące się węgliki  – może równie dobrze zapłonąć prawdziwym ogniem, jak zgasnąć i stać się niczym więcej, jak tylko kupką popiołu.

         Punktualnie o osiemnastej przybyłem na siódme piętro. Już tam na mnie czekała – nerwowo przestępowała z nogi na nogę, rozglądając się. Gdy nasze oczy się spotkały, przystanęła.

         – Gdzie masz zamiar ćwiczyć? Chyba nie na korytarzu? – rzuciła prosto z mostu.

         Podobało mi się, że nie bawiła się w grzecznościowe formułki, takie jak zbędne powitania. Tak, konkretnych ludzi zdecydowanie mi potrzeba. – Zaraz się dowiesz. – odparłem i ruszyłem w głąb korytarza. Za plecami usłyszałem po chwili kroki. Musiała się zawahać na ułamek sekundy, zanim poszła za mną.

         – Skąd ta niepewność? – spytałem podszytym cynizmem głosem, stając przed ścianą. – Obawiasz się może czegoś? – dodałem i przeszedłem trzy razy w tę i z powrotem, wizualizując sobie odpowiedni obraz.

 – Nie, po prostu chcę to mieć jak najszybciej za sobą. – odparła, dumnie unosząc głowę do góry i wysuwając lekko podbródek.

         Z lubością obserwowałem, jak szybko wyraz jej twarzy zmienił się na zaskoczony, gdy drzwi pojawiły się znikąd na ścianie. Jak na dżentelmena i dobrze wychowanego prefekta naczelnego przystało otworzyłem je, przepuszczając Cecilię. – Panie przodem. – zaprosiłem.

7 komentarzy:

  1. To było chamskie. Jak mogłaś skończyć w takim momencie? xd
    Zauważyłam jedno powtórzenie w pierwszym akapicie. Na inne ewentualne błędy nie zwracałem uwagi, bo się zaczytałam.
    Rozdział ogólnie dobry. Ciekawy sen. Interesuje mnie też ta paczka. Może to coś ważnego?
    Może dobrym pomysłem byłoby dodanie jakiegoś fajnego szablonu?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jestem okrutna :P
      Poprawiłam to, co zauważyłam, dzięki za zwrócenie uwagi i w ogóle za komentarz!

      Usuń
  2. Witam. Nominowałam Cię do Liebster Award. Jeśli chcesz zajrzyj by zapoznać się z zasadami http://wyzszakoniecznosc.blogspot.com/p/liebster-award.html. Jeśli nie interesują Cię nominacje przepraszam za SPAM :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej:) Zostałaś nominowana do LBA ;*
    http://malfoy-riddle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards!
    Więcej informacji na moim blogu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozkręca się rozkręca! Lece czytać dalej, popieram pierwszą koleżanke! Nie należy kończyć w takim momencie!
    technicznie oprócz wspomnianego powtórzenia gdzieś miałaś dwa słowa razem, chyba wcięło Ci spację :D
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy cytrynowe dropsy nie były produktem mugoli? Wydaje mi się, że Dumbledore mówił, że lubi te "mugolskie cukierki", wiec raczej nie było ich w Miodowym Królestwie. Chociaż w sumie...

    OdpowiedzUsuń