Co ja najlepszego zrobiłam? Uświadomiłam
sobie dopiero po fakcie jak głupie było zgodzenie się na wspólny trening.
Jednak jaki miałam wybór? Cholerna ambicja! Cholerny Riddle! Teraz wściekanie
się nic nie da. Przynajmniej dzięki Przysiędze zapewniłam sobie odrobinę
bezpieczeństwa...
Tej nocy prawie nie spałam. Ślęczałam do
późna nad wypożyczonymi z biblioteki księgami, w których miałam nadzieję
znaleźć odpowiedzi. Przekopałam się przez grube tomiszcza, jednak nie znalazłam
nic przydatnego. Może źle szukam? Po szóstej kawie i załamaniu rąk nad
dziesiątą nic niewnoszącą lekturą poddałam się. Po cichu uprzątnęłam łóżko, na
którym leżały rozrzucone materiały, starając się nie obudzić współlokatorek.
Bądź co bądź mam jakieś resztki przyzwoitości! Wpełzłam pod kołdrę, lecz kofeina
jednak zrobiła swoje. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, a gdy
wreszcie odpłynęłam w objęcia Morfeusza, nie dane mi było odpocząć.
Stałam na ośnieżonej dróżce, która wiła
się między domami niczym... Wąż. Czy to tylko złudzenie? Spojrzałam pod nogi i
zamiast bruku ujrzałam łuski. Chciałam uciekać, ale moje nogi były jak z
ołowiu. Droga, a właściwie olbrzymi gad, wynurzył łeb spomiędzy zabudowań.
Syknął groźnie, ale nie zaatakował. Przekrzywił tylko głowę, jakby drwił ze
mnie, a żółte oczy zmieniły barwę na czarną jak mrok otchłani, tak podobną do
koloru oczu pewnego Ślizgona. Szyja potwora wygięła się nieznacznie do tyłu,
lecz wiedziałam, że on się nie wycofuje, raczej... Bierze zamach. W mgnieniu
oka łeb, a za nim reszta ciała, wystrzelił jak z procy, a olbrzymia paszcza
rozwarła się, żeby mnie pochłonąć...
Obudziłam się zlana potem, a mój krzyk
rozdarł poranną ciszę dormitorium. Lalunia obrzuciła mnie pogardliwym
spojrzeniem, po czym wróciła do nakładania kolejnej warstwy makijażu na twarz. Jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc,
pomyślałam, otrząsając się tą myślą z koszmaru sennego. Po chwili przy moim
łóżku znalazła się zaniepokojona Carmen.
– Cecily, wszystko w porządku? – spytała naiwnie.
– Tak, jak najbardziej. – odparłam nieco
słabym głosem.
– Dobra, nie udawaj twardziela, tylko
opowiadaj. Co ci się przyśniło? – zniżyła głos tak, żeby reszta dziewczyn nas
nie słyszała.
Nie miałam ochoty do tego wracać. Jeszcze
nie teraz. Musiałam w samotności przemyśleć obrazy, które podsunęła mi
wyobraźnia.
– Później ci opowiem, dobrze? – Nie dając
dziewczynie czasu na odpowiedź, szybko zmieniłam temat. – Właściwie to która
jest godzina?
– Już trwa śniadanie, więc lepiej wstawaj,
chyba że chcesz chodzić głodna pół dnia!
Z nieartykułowalnym dźwiękiem padłam z
powrotem na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Nie miałam siły wstać, a na
jedzenie nawet wyjątkowo nie miałam ochoty! Carmen próbowała mnie podnieść, ale
nic nie wskórała. Stanowczo sprzeciwiałam się wszelkiej aktywności fizycznej
wiążącej się z opuszczeniem ciepłego, miękkiego azylu, poza tym nie byłam
gotowa na konfrontację ze światem poza dormitorium. W końcu dziewczyna poddała
się i sama ruszyła do Wielkiej Sali.
Gdy pomieszczenie się opróżniło i zapadła
w nim przyjemna cisza, zmusiłam się do wstania. Pakując książki do torby,
myślałam o moim śnie. Co on mógł znaczyć? Nie od dziś wiadomo, że sny mogą mieć
znaczenie prorocze lub być obrazem podświadomości. Pogrążona w rozmyślaniach
nie zauważyłam nawet, kiedy znalazłam się na korytarzu, a nogi same powiodły
mnie w kierunku szklarni, gdzie miała się odbyć pierwsza tego dnia lekcja.
Analizowałam każdy najdrobniejszy szczegół mojego koszmaru, lecz wciąż nie
mogłam wymyślić żadnego przesłania prócz jednego – zaczynam mieć niezdrową
obsesję na punkcie Toma. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że odkąd tu jestem,
zajmuję się głównie sprawami związanymi z Riddle’em. Muszę czym prędzej
rozwikłać tajemnicę z nim związaną, a całą jego osobę odstawić na półkę „sprawy
zamknięte”.
Nagle coś czarnowłosego wpadło na mnie z
impetem, a książki dosłownie wyfrunęły mi z rąk, lądując na podłodze z donośnym
plaskiem. Miałam ochotę przekląć inteligenta, który urządza sobie półmaraton po
korytarzu. Spodziewałam się ze strony uczniów odrobinę więcej ogłady w tej tak
zwanej „elitarnej” szkole!
Pod przydługą,
lekko kręconą czupryną ujrzałam zaczerwienioną od biegu twarz Lestrange’a.
Zdziwiłam się. Dokąd się tak spieszył? I co ważniejsze – od kiedy dumny członek
ślizgońskiej elity biega?! Niewiele myśląc i jeszcze mniej mówiąc, oboje
natychmiast kucnęliśmy, żeby pozbierać rzeczy z podłogi. Zrobiliśmy to na tyle
gwałtownie, że stuknęliśmy się głowami.
– Cholera jasna, uważaj trochę! –
chłopak syknął.
– Mówi to ten, który biega po
korytarzach jak potłuczony! Naprawdę, należą mi się z twojej strony
przeprosiny, Lestrange! – fuknęłam.
– Ciesz się, że byłem na tyle
łaskawy, żeby cię do tej pory nie zmieść z powierzchni ziemi. – odparł
jadowicie.
– Właściwie
byłeś blisko, wpadając na mnie swoim wielgachnym cielskiem! – zirytowałam się
nie bez powodu.
Wymamrotał coś pod nosem (zapewne obelgę)
i miał już się podnosić, gdy ujrzałam, co trzymał w ręku. Była to niewielkich
rozmiarów podłużna paczka owinięta jasnobrązowym papierem z dziwnym znakiem na
pieczęci.
– Przesyłka dla Riddle’a? –
wypaliłam bez zastanowienia. Może i mam obsesję na punkcie Toma, ale nie
widziałam innego powodu do aż takiego pośpiechu członka Wewnętrznego Kręgu...
– Nie twój interes, Zabini. –
powiedział lodowatym tonem, rzucając mi nienawistne spojrzenie. Sprawdził
szybko tajemniczą paczuszkę, czy nie została w żaden sposób uszkodzona, i bez
słowa ruszył w swoją stronę.
Co w niej było? To pytanie nie
opuszczało mnie przez długi czas. Dodatkowo męczyła mnie sprawa dzisiejszego
treningu z Riddle’m. Jak on ma wyglądać? Czego chce mnie uczyć? A co ważniejsze
– jaki ma w tym cel? Bez wątpienia kryło się w tym jakieś drugie dno, którego
póki co nie umiałam dostrzec.
Zielarstwo, zaklęcia i eliksiry... Godziny
mijały mi tak szybko, że nawet nie obejrzałamłam się, a już znalazłam się na
ostatniej w tym dniu lekcji – transmutacji. Od zawsze była moim ulubionym
przedmiotem, uważałam ją za najbardziej niezwykłą dziedzinę magii. Wciąż uważam
za niesamowite to, że można jedną rzecz przemienić w zupełnie inną, nadać jej
nowe cechy, właściwości. Chyba nigdy nie przestanie mnie fascynować. Oprócz
tego nauczał jej jeden z najbardziej zaangażowanych i zarazem ekscentrycznych
nauczycieli – Albus Dumbledore. Długie, kasztanowe włosy, których niejedna
dziewczyna z pewnością zazdrościła, błękitne oczy, którymi umiał zajrzeć wgłąb
duszy człowieka i osobowość pełna dumy, ale również pokory i bezpośredniości.
Jednym słowem – gryfoński ideał. Zawsze z fascynacją słuchałam jego wykładów,
których nieodmiennym elementem było pytanie do klasy „Ma ktoś ochotę na
cytrynowego dropsa?”. Oczywiście nikt nigdy nie skorzystał z propozycji, co nie
przeszkadzało mu wciąż pytać. Czy wykupił z nich całe Miodowe Królestwo, że za
każdym razem miał je przy sobie?
Dziś jednak nie mogłam się skupić na jego
słowach. Zamiast tego co chwila zerkałam na Toma – może zapomniał? Jednak gdy w
pewnym momencie posłał w moją stronę pozornie obojętne, za to niezwykle
intensywne spojrzenie, wiedziałam, że moja nadzieja była płonna. Zaczęłam się
obawiać, że on jest jednym z tych, którzy nigdy nie zapominają. Szybko
odwróciłam się, skupiając się zamiast tego na szczurze, którego miałam
przeobrazić w kanarka. Jednak zanim spuściłam głowę, zdołałam podchwycić
jeszcze zaniepokojenie na twarzy profesora, którego uwadze chyba nie uszło moje
nerwowe zachowanie.
– Szklane oko cię obserwuje –
szepnęła Carmen, z którą siedziałam w ławce. – Lepiej zrób z tym szczurem coś
lepszego niż tylko dorobienie skrzydeł. – zaśmiała się po nosem.
Dopiero teraz
się zorientowałam, jak wyszła mi transmutacja zwierzęcia. Z zainteresowaniem
zatrzepotało nowym nabytkiem, którego go po chwili pozbawiłam, by zacząć od
początku.
– Szklane oko?
– spytałam, skupiając się na gryzoniu.
– A nie wygląda na takie? – odparła
dziewczyna. – To nie jest naturalne, żeby czyjaś tęczówka miała tak jednolicie
błękitną barwę! Ech, Cecily, rozejrzyj się czasem, a zauważysz naprawdę
interesujące szczegóły! – dodała.
Już miałam
ochotę nawtykać jej, jak bardzo ona pozostawała ślepa na niektóre kwestie, ale
cudem się powstrzymałam. Nie chciałam dokładać sobie więcej stresu, kłócąc się
z nią. Zamiast tego zapytałam – To jakaś ogólna refleksja, czy jeszcze coś
ciekawego odkryłaś?
– Oprócz tego, że Eileen z czwartego
roku odkryła zaklęcie prostowania włosów... I oprócz niewątpliwego
zainteresowania Dustona moją osobą to nic. – powiedziała z nutą satysfakcji.
– Duston,
Duston... – szybko kartkowałam w moim umyśle księgę „Dustonowie, których znam”
(nie trwało to długo...), aż wreszcie dotarłam do właściwego – Masz na myśli
Dustona Avery'ego? – spytałam z zaskoczeniem.
– Oczywiście,
że tak! – odpowiedziała takim tonem, jakbym nagle stwierdziła, że niebo jest
niebieskie. – Dziwi cię to? – spytała podchwytliwie.
– Nie, skądże! – odparłam, może
trochę za szybko. Do tej pory byłam przekonana, że Avery’ego interesuje tylko
jedna osoba, mianowicie Tom Riddle. Traktował go jak wszechwiedzącego mentora,
a raczej jak mistrza, wpatrzony był w niego jak w obrazek. Co nagle sprawiło,
że zauważył świat poza nim? A może to najzwyczajniej w świecie wytwór wyobraźni
Carmen spragnionej uwagi (i sensacji)?
– Daj mi znać,
jak tylko coś się wydarzy – dodałam, żeby Ślizgonka nie pomyślała, że wątpię w
jej rewelację.
To ją chyba usatysfakcjonowało, bo
po chwili na jej ustach zagościł szeroki uśmiech. – Zapewniam cię, że będę ci o
wszystkim opowiadać. – stwierdziła dziewczyna, po czym obie się cicho
zaśmiałyśmy i wróciłyśmy do zamęczania szczurów zaklęciami.
Dzień powoli dobiegał końca, a tym samym
zbliżał się trening. Zobaczymy, czy dziewczyna okaże się warta mojego czasu.
Czy da się coś z niej wykrzesać. Ma potencjał. Jest jak żarzące się
węgliki – może równie dobrze zapłonąć prawdziwym ogniem, jak zgasnąć i
stać się niczym więcej, jak tylko kupką popiołu.
Punktualnie o
osiemnastej przybyłem na siódme piętro. Już tam na mnie czekała – nerwowo
przestępowała z nogi na nogę, rozglądając się. Gdy nasze oczy się spotkały,
przystanęła.
– Gdzie masz
zamiar ćwiczyć? Chyba nie na korytarzu? – rzuciła prosto z mostu.
Podobało mi
się, że nie bawiła się w grzecznościowe formułki, takie jak zbędne powitania.
Tak, konkretnych ludzi zdecydowanie mi potrzeba. – Zaraz się dowiesz. –
odparłem i ruszyłem w głąb korytarza. Za plecami usłyszałem po chwili kroki.
Musiała się zawahać na ułamek sekundy, zanim poszła za mną.
– Skąd ta
niepewność? – spytałem podszytym cynizmem głosem, stając przed ścianą. –
Obawiasz się może czegoś? – dodałem i przeszedłem trzy razy w tę i z powrotem,
wizualizując sobie odpowiedni obraz.
– Nie, po prostu chcę to mieć jak
najszybciej za sobą. – odparła, dumnie unosząc głowę do góry i wysuwając lekko
podbródek.
Z lubością
obserwowałem, jak szybko wyraz jej twarzy zmienił się na zaskoczony, gdy drzwi
pojawiły się znikąd na ścianie. Jak na dżentelmena i dobrze wychowanego
prefekta naczelnego przystało otworzyłem je, przepuszczając Cecilię. – Panie
przodem. – zaprosiłem.
To było chamskie. Jak mogłaś skończyć w takim momencie? xd
OdpowiedzUsuńZauważyłam jedno powtórzenie w pierwszym akapicie. Na inne ewentualne błędy nie zwracałem uwagi, bo się zaczytałam.
Rozdział ogólnie dobry. Ciekawy sen. Interesuje mnie też ta paczka. Może to coś ważnego?
Może dobrym pomysłem byłoby dodanie jakiegoś fajnego szablonu?
Pozdrawiam.
Wiem, jestem okrutna :P
UsuńPoprawiłam to, co zauważyłam, dzięki za zwrócenie uwagi i w ogóle za komentarz!
Witam. Nominowałam Cię do Liebster Award. Jeśli chcesz zajrzyj by zapoznać się z zasadami http://wyzszakoniecznosc.blogspot.com/p/liebster-award.html. Jeśli nie interesują Cię nominacje przepraszam za SPAM :)
OdpowiedzUsuńHej:) Zostałaś nominowana do LBA ;*
OdpowiedzUsuńhttp://malfoy-riddle.blogspot.com/
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu!
Rozkręca się rozkręca! Lece czytać dalej, popieram pierwszą koleżanke! Nie należy kończyć w takim momencie!
OdpowiedzUsuńtechnicznie oprócz wspomnianego powtórzenia gdzieś miałaś dwa słowa razem, chyba wcięło Ci spację :D
Pozdrawiam
Arystokratka
Czy cytrynowe dropsy nie były produktem mugoli? Wydaje mi się, że Dumbledore mówił, że lubi te "mugolskie cukierki", wiec raczej nie było ich w Miodowym Królestwie. Chociaż w sumie...
OdpowiedzUsuń