Kolejne dni mijały mi na umacnianiu przyjaźni z
Carmen – czyli głównie na plotkach, dyskusjach na dziwne tematy i nocnych
eskapadach, ignorowaniu Toma, na szczęście z wzajemnością, poznawaniu szkoły i
obmyślaniu planu zemsty. Żebra po pierwszej Obronie przed Czarną Magią uleczyłam
samodzielnie. Zdarzało się, że bolały pod wpływem ruchu czy dotyku, w końcu nie
jestem magomedykiem, ale za nic nie poszłabym do Skrzydła Szpitalnego. To
przecież nie było nic poważnego!
Poza tym czas spędzałam głównie w bibliotece. Prace
domowe robiłam jak najszybciej, więc może niezbyt dokładnie, ale w tym momencie
miałam inne priorytety. Musiałam lepiej poznać magię Toma, dowiedzieć się, jak
mam się bronić... Albo atakować, bo to w końcu najlepsza metoda obrony.
Najgorsze jednak było to, że nie miałam pojęcia, od czego zacząć
poszukiwania... Próbowałam wypytać Abraxasa, ale on tak wykręcał się od rozmowy
o Riddle’u, że w końcu, nie chcąc zbytnio naciskać, dałam mu spokój. Cholerny
fanklub wszyscy-kochamy-Toma-ale-boimy-się-o-nim-mówić...
Póki co na Obronie panował względny spokój.
Zdarzały się wejściówki i pojedynki, ale Tom odpuścił sobie kantowanie,
jednocześnie dając do zrozumienia swoją postawą, że w każdej chwili może mnie
zniszczyć. To tylko mocniej stymulowało mnie do dalszych poszukiwań.
Pewnego poniedziałku Merrythought zakomunikowała
nam niecodzienną wieść.
– Kochani, myślę, że jesteście na tyle
zaawansowani magicznie, że możemy wypróbować nowe ćwiczenie. Mianowicie –
będziecie walczyć parami. Zrobimy turniej, a para, która zwycięży, otrzyma po
300 punktów na osobę do Rywalizacji Domów i Wybitny na semestr z Obrony. Dla
ułatwienia waszymi partnerami będą osoby z ławek, nie ma potrzeby bawić się w
losowanie, prawda? Dodatkowo po tylu pojedynkach znacie swoje lepsze i słabsze
strony w walce, więc będzie bardziej interesująco. Ach, nie mogę się doczekać
tej zaciekłej rywalizacji! W przyszłym tygodniu zaczynamy! – oznajmiła,
niewątpliwie zadowolona z siebie, po czym przeszła do wykładu na temat zaklęć niewerbalnych.
Wzdrygnęłam się. Do walki w duecie
trzeba mieć do partnera zaufanie, mam rację? Ja za nic nie ufałam Tomowi i nie
wyobrażałam sobie, jak podczas walki miałabym odwrócić się do niego
plecami...
Merrythought nieświadomie pomoże mi w
realizacji planu. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo... Jednak nie tylko
z tego powodu miałem zamiar wygrać – muszę pozostać niepokonany. Strach i
szacunek – wzbudzając te dwie emocje sprawiłem, że Ślizgoni stali mi się
wierni. Niektórzy też dlatego, że są we mnie żałośnie zakochani, co nie było
trudne do zagwarantowania, wystarczyło poświęcić danej osobie minimum uwagi i
po sprawie. W każdym razie jakakolwiek porażka mogłaby mi poważnie zaszkodzić,
a nie chcę jakiegokolwiek kwestionowania mojej władzy. Na szczęście tylko
nieliczni wiedzą, że posiadam asa w rękawie...
Tak czy inaczej, okoliczności
wymagały, żebym większą część swojej uwagi poświęcił Cecilii. Dlatego tuż po
tym, jak dzwonek zabrzmiał, nie zacząłem się jak zwykle pakować, tylko leniwie
oparłem się o ławkę. Ona dopiero po chwili spostrzegła mój ruch i starała się
mnie zignorować, ale zauważyłem większą ostrożność w jej zachowaniu. Bardzo
dobrze, tak być powinno... Jednak w tym momencie potrzebowałem, żeby skupiła
się na mnie i obdarzyła pewną dozą ufności. Przywołałem na twarz maskę miłego,
wzorowego ucznia i powiedziałem najprzyjemniejszym tonem, na jaki było mnie stać.
– Cecilia, jako że mamy razem walczyć, myślę, że
powinniśmy poćwiczyć.
Ona spojrzała na mnie, jakbym zaproponował jej
kąpiel w żrącym kwasie i odrzekła – Ja uważam, że jest to całkowicie zbędne.
Sięgnęła ręką po podręcznik, ale moja
dłoń znalazła się tam szybciej, przygniatając książkę do blatu, czym zmusiłem
czarownicę do spojrzenia na mnie. Cudem udało mi się nie warknąć na nią, tylko
kontynuowałem sztucznie miłym tonem.
– Czego się obawiasz? – spytałem. –
Przecież w moim interesie nie leży wyrządzenie ci krzywdy. – A przynajmniej nie
na razie i nie przy ludziach, dodałem w myślach.
Niewątpliwie ten argument trafił do
niej, ale jeszcze chwilę biła się z myślami, zanim odpowiedziała.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Obiecasz pod
Przysięgą Czarodzieja, że mnie nie skrzywdzisz.
Ciekawy wybór. Przysięga Czarodzieja, w
przeciwieństwie do Wieczystej, nie zabierała łamiącemu jej życia, tylko
odbierała zdolności magiczne. Nie potrzebowała też Gwaranta w postaci osoby
trzeciej. Czyli dziewczyna chciała zachować treningi w tajemnicy? Doskonale. Mi
też było to bardzo na rękę.
– Przejdźmy w bardziej ustronne
miejsce – zaproponowałem, dyskretnie wskazując głową Ślizgonkę, z którą Cecilia
się trzymała, a która w tej chwili przypatrywała się nam niezbyt subtelnie.
Właściwie to ostentacyjnie gapiła się, a jej szczęka opadła tak bardzo, że
mogłaby służyć za koparkę. Okropność. A myślałem, że wszyscy z Domu Węża mają
choć trochę ogłady...
Niechętnie, ale jednak, Rosjanka
zgodziła się i wyszliśmy na korytarz. Otworzyłem najbliższą salę, która na szczęście okazała się pusta,
i, wpuściwszy doń dziewczynę, zamknąłem drzwi, nakładając na salę niewerbalne
zaklęcie wyciszenia.
– Nie ufasz mi, a jednak nie boisz się przebywać ze
mną sam na sam w jednym pomieszczeniu? – Zadrżała prawie niezauważalnie, a
ja kontynuowałem. – Jednak nie mam zamiaru cię straszyć czy atakować, nic z tych
rzeczy. – uspokoiłem ją. – Musisz nauczyć się mi ufać. W końcu nie można dobrze
walczyć, obawiając się ataku ze strony sojusznika, prawda? – pokiwała niepewnie
głową, a ja kontynuowałem. – Uważam więc, że Przysięga jest zbędna, ale skoro
nalegasz, to niech będzie. Ty ze swojej strony musisz także coś obiecać.
Stawisz się na trening w określone przeze mnie miejsce i wyjdziesz dopiero, gdy
zarządzę koniec. Umowa stoi?
Wiedziała, że nie ma wyboru. Jej
ambicja i bycie skazaną na mnie nie pozostawiało jej pola do manewru.
– Załatwmy to jak najszybciej – powiedziała tylko i
wyciągnęła rękę.
Podałem jej swoją i wypowiedziałem
słowa Przysięgi.
– Ja, Tom Marvolo
Riddle, przysięgam, że nie wywołam trwałych urazów fizycznych ani umysłowych na
Cecilii Zabini podczas treningu, jeśli wykona ona swoją część umowy.
– Przyjmuję twoją Przysięgę. Ja,
Cecilia Zabini, przysięgam stawić się na trening i pozostać na nim aż do
zakończenia określonego przez Toma Marvolo Riddle’a, jeśli nie złamie on swojej
części umowy.
– Przyjmuję twoją Przysięgę. – odpowiedziałem.
Poczułem przepływ mocy przez nasze ręce przypieczętowujący umowę, po czym
zabrałem dłoń i skierowałem się do drzwi. Położyłem rękę na klamce i obróciłem
się. – Jutro, godzina osiemnasta, siódme piętro. – oznajmiłem, po czym pchnąłem
drzwi i wyszedłem.
Punkt pierwszy planu – zdobyć zaufanie – w toku.
Nadszedł czas, żeby zająć się kolejnymi kwestiami...
Przez nieuwagę dodałam komentarz pod poprzednim rozdziałem. xd
OdpowiedzUsuńPrzysięga Czarodzieja? Niezły pomysł z tym odebraniem mocy! Powiem ci, że coraz to ciekawiej, tylko te nawiasy kłują mnie w oczy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arystokratka