Gdy zjawiłyśmy się pod salą Obrony przed Czarną Magią,
stało tam już parę osób, zaś kilka minut później zebrała się cała grupa. Oprócz
nas dwóch, niedorobionych Ślizgonek z naszego dormitorium oraz Riddle’a ze
świtą było tam jeszcze trochę ludzi. Kim oni są? Po chwili zobaczyłam Meg. Mamy
zajęcia łączone z Ravenclaw! Fantastycznie! Uśmiechnęłam się.
– Carmen, znasz Meg? – spytałam,
chcąc podejść do Krukonki. Carmen w odpowiedzi spiorunowała mnie wzrokiem.
– Oczywiście, że znam, chociażby dlatego, że szósty
rok jesteśmy w jednej szkole – odparła oschle. Merlinie, wciąz o tym zapominam!
– I na pewno nie chcę mieć z nią więcej wspólnego niż to konieczne.
– Dlaczego? Coś się stało między wami? – Zdziwiłam
się. Wydawało mi się, że obie są dość sympatyczne i otwarte...
Carmen westchnęła.
– Ona...
W tym momencie drzwi klasy otworzyły się z impetem,
przerywając Ślizgonce. Kobiecy głos zawołał z wnętrza Sali, nie dając
dziewczynie szansy na dokończenie wypowiedzi.
– Zapraszam do sali! Kto zajmie miejsce
nietrafiony, zdobędzie 20 punktów dla swojego domu!
Carmen zaśmiała się, widząc moje zaskoczenie.
–
Profesor Merrythought lubi robić wejściówki*.
Po czym wyjęła
swoją różdżkę i ruszyła do środka. Już miałam pójść w jej ślady, gdy usłyszałam
jej głos wykrzykujący – Cholera jasna!
Dopadła mnie niepewność. Co tam się dzieje?
Rzuciłam okiem za siebie i zobaczyłam kpiący, a zarazem jakby zapraszający
uśmieszek Toma. Jego wzrok prowokował, mówił „co, boisz się?” Ach, więc rzuca
mi wyzwanie? Proszę bardzo, niech widzi, że nie straszna mi ta „wejściówka”,
czymkolwiek ona jest! Chwyciłam różdżkę i z częściowo udawaną pewnością
wkroczyłam do sali.
Ledwie przekroczyłam próg, obok mnie
wybuchło zaklęcie. Odruchowo przybrałam postawę obronną i, zlokalizowawszy
Carmen, ruszyłam w jej stronę. Ona siedziała już w ławce, podpierając jednak
głowę ręką. Czyżby została trafiona?
Czerwony błysk leciał w moją stronę – odbiłam
zaklęciem tarczy. Nagle z lewej świsnął kolejny magiczny pocisk. Uskoczyłam do
przodu, o włos unikając trafienia. Nie dotrę do Carmen, nie ma opcji. Po co
siadała na przedzie? Klątwy uderzały na prawo i lewo, a ja dopiero docierałam
do ostatnich rzędów. Przeturlałam się pod kolejną falą zaklęć i pobiegłam ku
drugiej od tyłu ławki i wskoczyłam na krzesło.
Odetchnęłam z ulgą – dotarłam nietrafiona! Jednak moja
satysfakcja nie trwała długo. Niczym demon po mojej lewej zajął miejsce... Tom
Riddle. Pewnie on tu siedział przez poprzednie lata, a ja mu się dosiadłam.
Czemu nie komuś innemu?! Za co, Salazarze, za co? Mimo niechęci, jaką czułam do
Ślizgona, nie przesiadłam się. Czas zamanifestować, że to moje uczciwie zdobyte
miejsce! A jak zdążyłam zauważyć, właściwie wszystko, co się robi w domu Węża,
stanowi część wielkiej gry o władzę i próby sił...
Liczyłam na jakiś zgryźliwy
komentarz, jakąś uwagę typu „wynoś się, to mój teren” albo „urwałbym ci głowę
gdyby nie uważał tego za stratę mojego cennego czasu” a tu... Nic. Siedział z
nieprzeniknionym wyrazem twarzy, jak gdyby nie zauważał mojej obecności. Gestem
tylko odprawił swojego „kolegę”, Prince’a, jeśli się nie mylę, który z kwaśną
miną zajął miejsce koło jakiejś Krukonki. Co jest z nim nie tak? Woli stałą
bliskość Toma niż korzystanie z okazji do poznania bliżej całkiem ładnej i najprawdopodobniej inteligentnej
dziewczyny?
– Gratuluję wszystkim, którym się powiodło! Widzę,
że niektórzy nie próżnowali w wakacje! Sto dwadzieścia punktów dla Slytherinu i
osiemdziesiąt dla Ravenclaw! – oznajmiła zachwycona nauczycielka. Zaczęła
przechadzać się między ławkami.
– Pamiętajcie
jednak, że symulacje to tylko maleńka próbka tego, czego możecie doświadczyć
poza bezpiecznymi murami szkoły. Toczy się wojna i to wasze pokolenie będzie
tym, które je zakończy i zniszczy Mrocznego Lorda, Grindelwalda**! Tak, moi
drodzy, nie bójmy się tego imienia! – zawołała, po czym, wróciwszy do katedry,
usiadła. – Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się zaklęciem tarczy, z którym
niektórzy jeszcze mają problem. Stańcie naprzeciwko siebie parami z ławek. A,
zapomniałabym – to będą wasze stałe miejsca, mam nadzieję, że dobrze
wybraliście. – Dodała z uśmiechem, a mi się coś przewróciło w żołądku. – I
jeśli będziecie próbować się zamieniać, odejmę punkty waszemu domowi, jasne?
No, to do roboty!
To się wpakowałam, pomyślałam. Kilka
metrów do przodu i siedziałabym z Carmen albo Meg! Już czułam, że te lekcje to
będzie ciężka przeprawa...
Podniosłem się z miejsca i, jak reszta osób w
klasie, zajęliśmy z Cecilią miejsca po przeciwnych stronach sali. Nie
skorzystała z okazji ucieczki, to przynajmniej będę mógł ją wypróbować...
– Prawa strona atakuje lewą! – zarządziła
Merrythought. Wspaniale, niech ona zacznie. Widziałem na jej twarzy
zestresowanie i skupienie. Zobaczmy, co za klątwy wymyśliła, bo nie ulegało
wątpliwości, że zechce mnie uraczyć najpaskudniejszymi zaklęciami jakie zna.
Jeszcze chwila zastanowienia i zaczęła miotać we mnie
urokami. Odbijanie ich było dziecinnie proste. Tylko na tyle cię stać? Bardziej
niż na obronie skupiłem się zatem na rozpoznawaniu klątw. Cięcie, żądlenie...
Fioletowe afro? Salazarze, czego uczą w tym Durmstrangu...
– Iiii zmiana! – krzyknęła nauczycielka tym swoim
irytującym głosikiem, przerywając potok zaklęć. Gdyby nie postawa wzorowego
ucznia, którą utrzymuję przed gronem pedagogicznym i która naprawdę ułatwia
życie, już dawno rozszarpałbym jej struny głosowe, żeby więcej nie słyszeć, jak
mówi.
Cecilia spięła się, a ja nie mogłem powstrzymać
drgnięcia warg w czymś w rodzaju perfidnego uśmieszku. Moja kolej...
Bez większego wysiłku wystrzeliłem serię zaklęć.
Ona wręcz przeciwnie – z trudem broniła się, ale jednak udawało się jej uniknąć
trafienia. Ciekawe co powie na to...
– Levepector
percutis! – wypowiedziałem w wężomowie. Urocze, jak próbowała zablokować
urok i z zaskoczeniem malującym się na twarzy zauważyła, że to nic nie dało.
Gdyby wiedziała, że wężomowę można pokonać tylko wężomową, to... Nie, nic by
jej to nie pomogło. W końcu bardzo rzadko pojawia się dziedzic Slytherina i
szczerze wątpię, by w tym pomieszczeniu był jeszcze jeden jego potomek
obdarzony taką mocą jak ja.
Tymczasem zaklęcie wykonało swoje zadanie –
dziewczyna zatoczyła się, z trudem łapiąc powietrze. Powinna być mi wdzięczna,
bo i tak zaatakowałem ją jedną ze słabszych klątw. Teraz ma co najwyżej
uszkodzone jedno do dwóch żeber, nic poza tym. Zaserwowałem jej dopiero
przedsmak moich umiejętności.
– Kończymy, kochani! – Salazarze, jak
ja nie cierpię tej kobiety! – Czy ktoś jest ranny?
Spojrzałem na Cecilię. No dalej, leć się poskarżyć...
Jednak nie zrobiła tego, tylko z aroganckim uśmieszkiem zajęła miejsce w ławce.
Czyli zgrywamy twardziela, co? Usiadłem i niby przypadkiem szturchnąłem ją w
żebra. Syknęła z bólu, ale poza tym udawała, że nie zauważa mojej obecności.
Zaśmiałem się w duchu i skupiłem się na wykładzie Merrythought o zaklęciu
tarczy nudnym jak flaki z olejem i w dodatku na takim poziomie, że miałem
wrażenie, że cofam się w rozwoju. Sama podstawa!
Wreszcie dzwonek zabrzmiał. Szybko się spakowałem i
już miałem wychodzić, gdy Cecilia chwyciła moje przedramię i, wyraźnie wkurzona,
spytała – Co to, do cholery, miało być?
Spojrzałem na nią z obojętnością zmieszaną z pogardą.
Jak śmiała mnie dotknąć?! Zrobiłem krok w jej stronę, z pewnością naruszając
jej strefę osobistą. Uścisk zelżał, a w jej oczach widziałem napięcie i
niepewność.
– Widocznie
zaklęcie tarczy jeszcze nie za dobrze ci wychodzi. – odparłem, muskając palcami
jej żebra. Cofnęła się, a ja zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem.
Arogancki dupek! Wiedziałam doskonale, że coś było
nie tak z tamtym urokiem! Już ja się dowiem, co ukrywa! Wściekła wyszłam z
sali. Po chwili Carmen mnie dogoniła.
– Cecily, czy ty i Riddle... Czy to był flirt? –
zapytała prosto z mostu.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
– Że co przepraszam? – spytałam z niedowierzaniem.
– Dobra, nie chcesz, to nie mów, ja
wiem swoje. – mrugnęła do mnie.
– To nie tak... – zaczęłam.
– Och, oczywiście, że tak! I nie udawaj, że nie mam
racji! – zaśmiała się.
Nie miałam siły jej tłumaczyć, jak bardzo się
myliła. Zamiast tego przyspieszyłam kroku, mówiąc, że spóźnimy się na następną
lekcję. Postanowiłam konsekwentnie ignorować wszelkie uwagi dziewczyny na ten
temat. W sumie może tak będzie lepiej? Nie mieszać jej w moją rozgrywkę z
Tomem?
Przez cały dzień starałam się jak najbardziej
unikać chłopaka. Jednocześnie w wolnym czasie szukałam odpowiedzi – jak on to
zrobił? Wkurzył mnie i nadepnął na moją ambicję – najgorsze połączenie. Już ja
mu się odpłacę...
*Wejściówka –
teraz rzadko się używa tej nazwy, więc krótkie wytłumaczenie: jest to kartkówka
na początek lekcji, a tu raczej sprawdzian umiejętności .
**Postać z
kanonu powieści J.K.Rowling. Gellerta Grindelwalda określano mianem najniebezpieczniejszego
czarnoksiężnika wszech czasów. Dawny przyjaciel Albusa Dumbledore’a,
władający Czarną Różdżką.
Cześć. Jestem zdziwiona, że nie masz komentarzy. Blogów opowiadających o czasach Toma jest mało, a twój jest naprawdę dobry.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się brak rzeczowych błędów, tzn. Hagrid gajowym, Dumbledore dyrektorem. Podoba mi się kreacja Cecily, a także jest imię. Mam dość pospolitych imion, np. Amy czy Eva.
Będę stałą czytelniczką.
Życzę weny, czekam z niecierpliwością na rozdział I pozdrawiam.
Dziękuję bardzo za ciepły komentarz! Miło mi, że to, co piszę, się podoba. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!
UsuńJeśli będziesz operować językiem tak samo, jak do tej pory i dodawać rozdziały z dużą częstotliwością to na pewno się nie zabiorę.
UsuńReklamowałaś się na innych blogach? Szkoda byłoby, gdyby tak dobre opowiadanie czytało tak mało osób.
Nie zawiodę. Ah ten słowniczek...
UsuńTak, reklamowałam się, jednak raczej nie na blogach, a może powinnam spróbować. Dzięki za radę! Na pewno wykorzystam!
OdpowiedzUsuńNa twojego bloga trafiłam przypadkiem, i nie żałuje. Racja, to dziwne, ze tak genialny blog jak twój ma tak mało komentarzy, ale cóż, niektórym nie chce sie komentować... Świetny blog!
OdpowiedzUsuńNapięcie narasta, praktycznie nie wyłapałam żadnych błędów, gratuluję!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arystokratka
No i się zaczyna. Widać że Tom nie odpuszcza. Jak to zaklęcie było słabe to co rzuci następnym razem. Cecily też sobie dobrze radziła dopóki nie dostała tym zaklęciem od Toma.
OdpowiedzUsuńBędę czytać dalej.
34 yr old Mechanical Systems Engineer Phil Dilger, hailing from Earlton enjoys watching movies like Nömadak TX and Dowsing. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Ferrari 400 Superamerica. pomocne strony
OdpowiedzUsuń