niedziela, 26 października 2014

Rozdział IV


 Tom widząc, jak łatwo się poddałam, wcale nie spieszył się z rozmową. Po prostu siedział, patrząc na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i obracając leniwie różdżkę w dłoni. Coraz bardziej działało mi to na nerwy... Co on sobie wyobraża? Że będę tu tkwić, aż łaskawie zaszczyci mnie słowem?! O nie, mój drogi, nie pogrywa się tak z członkami rodu Zabini! Ktoś tu ma monstrualne ego i bynajmniej nie jestem to ja! Muszę też zadbać o reputację – niech inni Ślizgoni będący w Pokoju Wspólnym nie myślą, że jestem tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że samozwańczy-władca-świata-lub-przynajmniej-Slytherinu wezwał mnie na „dywanik”, chociaż w gruncie rzeczy tak było... Przywołałam zaklęciem książkę i wyczarowałam sobie herbatę. Przynajmniej zajmę się czymś i łatwiej będzie mi ignorować to przenikliwe spojrzenie...
            W końcu wielmożny pan Riddle raczył przemówić ze swojego fotela, na którym siedział dostojnie niczym król na tronie.

 – Na którym roku będziesz się uczyć, Cecily? A może powinienem mówić Cecilia?

 Prawie parsknęłam gorącym napojem w otwarte strony lektury. I tylko po to tak usilnie chciał mnie zatrzymać w tym pomieszczeniu? Jednocześnie zaskoczyła mnie jego spostrzegawczość. Cecily to brytyjska forma mojego imienia, ale jak się dowiedział...?

 – Skąd... – zaczęłam.

            – Rosyjski akcent – uciął. – No więc?

            Cholera. Oczywiście, że odpowiedź musiała być taka prosta. Przeklęłam się w duchu, że wciąz zdarzało mi się o tym zapominać.

 – Czyżbyś się obawiał, że wylądujesz ze mną w jednej klasie? – odparłam.

 – Czy obawiam się? Nie. Lepszym określeniem byłoby „rozbawiony myślą oglądania twoich zmagań z nowym systemem nauczania”. – zripostował z szyderczym uśmieszkiem. Jego oczy jednak wciąż nie wyrażały żadnych emocji.

 – To byłabym szczerze zawiedziona, gdyby nie dane ci było zaznać tej niewątpliwej przyjemności – rzuciłam sarkastycznie i zagłębiłam się w lekturze.

Nie przeczytałam nawet pół zdania, gdy moja głowa bezwolnie podniosła się i obróciła się w stronę prefekta naczelnego. Przeklęłam się w duchu. Tyle mówiono w Durmstrangu o stałej czujności! Ja to wszystko zignorowałam, zbytnio rozluźniając się w nowym otoczeniu...

 – Nie usłyszałem odpowiedzi. – niemal warknął Riddle, świdrując mnie nienawistnym spojrzeniem.

            Usiłowałam odwrócić się, ponownie zignorować tego człowieka, jednak jego zaklęcie było zbyt mocne i nie dawało mi żadnej możliwości manewru. Z irytacją odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.

 – Zdejmiesz zaklęcie, a może się dowiesz.

 Chłopak dalej świdrował mnie wzrokiem, jakby wahając się przez moment. Poczułam, jak urok wzmocnił się na moment, po czym odzyskałam swobodę ruchów. Odetchnęłam, unosząc jednocześnie podbródek. Tym razem nie próbowałam ignorować czarodzieja. Musiałam przyznać, że trochę zaniepokoił mnie ten pokaz dominacji, postanowiłam więc na razie się dalej nie narażać. W mojej poprzedniej szkole znałam jednak bardziej przerażających ludzi i na pewno nie dam takiemu angielskiemu młokosowi ze sobą pogrywać. Lepiej jednak chwilowo uśpić jego czujność...

 – Dołączę do szóstej klasy – powiedziałam z grymasem, który był czymś w rodzaju parodii uśmiechu.

 Z dziwną ulgą zauważyłam, że tajemnicze ogniki rozbawienia i satysfakcji pojawiły się w ciemnych oczach Toma, zastępując mroczne cienie uprzednio tam goszczące.

            – W takim razie witaj na moim roku – wyrzekł i zaczął się podnosić z fotela.

            – I co? To już koniec przesłuchania? – spytałam, zirytowana.

 – Tak. – odparł bez ogródek. No wiecie co, mógł przynajmniej udawać, że nie chodzi mu wyłącznie o pokazanie swojej wyższości i dominacji...

            – W takim razie dziękuję za poświęcony mi czas – powiedziałam jadowicie. – Może powinnam dodać „mój Panie”? – dolałam więcej oliwy do ognia. I tak mocno się powstrzymywałam, żeby nie rzucić w niego czymś ciężkim... Najlepiej jakąś morderczą klątwą.

 – W sumie mogłabyś – powiedział zastanawiająco poważnie.

 – W takim razie nie dam ci tej satysfakcji, Tommy – rzekłam, wstając. Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że stąpam po cienkim lodzie, ale mało obchodziły mnie humorki tego Ślizgona.

 – To się jeszcze okaże – szepnął głębokim, niskim głosem, aż ciarki przeszły mi po plecach. Poczułam swoisty niepokój, a moja pewność siebie nieco się zachwiała. Mimo wszystko podniosłam się dumnie z kanapy z zamiarem pójścia do dormitorium. Zatrzymałam się jednak w pół kroku, nie mogąc powstrzymać się od rzucenia kąśliwej uwagi.

            – Ciekawe, jak będziesz chciał mnie do tego przekonać – odpowiedziałam głosem, który w innych okolicznościach mógłby uchodzić wręcz za uwodzicielski. Na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmieszek mówiący „mam swoje sposoby”. Zgarnęłam moją książkę i ruszyłam w kierunku drzwi, za którymi wcześniej zniknął Abraxas.

 W chwili, gdy moja ręka dotknęła klamki, Tom, starając się ukryć rozbawienie, powiedział  – Pierwszy dzień, a już chcesz wchodzić do męskiego dormitorium? Zaskoczyłaś mnie, Cecilio.

 Moja twarz spłonęła rumieńcem zawstydzenia, a on, świetnie bawiąc się moim kosztem dodał – Powinnaś chyba bardziej dbać o swoją reputację.

 W momencie, gdy miałam już ochotę rzucić się na niego i rozorać mu tę zarozumiałą buźkę paznokciami, dorzucił litościwie – Damskie po prawej.

 Czym prędzej schroniłam się w dormitorium, czując na sobie kpiący wzrok Toma. Gdy zamknęłam drzwi za sobą, oparłam się o nie i odetchnęłam z ulgą. Wystarczy mi na dziś upokorzeń.

 Jakimś cudem dotarłam na właściwe piętro i pewnym krokiem weszłam do pokoju. Moim oczom ukazało się pokaźnych rozmiarów pomieszczenie w srebrno-zielonych barwach. Wyglądało wytwornie i zarazem... Całkiem przytulnie. Mebli nie było wiele – tylko pięć łóżek, przy każdym z nich szafka nocna oraz kufry przy nogach. Naprzeciwko stała okazała szafa, a dalej zauważyłam drzwi, które musiały prowadzić do toalety. W tym wszystkim krzątały się cztery osoby – Lalunia, Znudzona, Irytująca-od-pierwszej-sekundy oraz Potencjalnie Interesująca. Podeszłam, co oczywiste, do tej ostatniej i zamieniłyśmy kilka niezobowiązujących zdań, w których dowiedziałam się, że ma na imię Carmen. Łatwo będzie zapamiętać – prawie jak karmel, który uwielbiam. Okazało się też, że będziemy miały większość lekcji razem, bo ona także wybrała dodatkowo Starożytne Runy i Historię Magii. Ucieszyło mnie to, bo dziewczyna wydawała się otwarta i dowcipna. Pozostałe dziewczyny też się przedstawiły, ale nie zadałam sobie trudu zapamiętania ich imion. Och, jaka szkoda...

 Czym prędzej doprowadziłam się do porządku i wskoczyłam do łóżka. Leżąc w ciemności, powracałam myślami do wydarzeń dzisiejszego dnia, szczególnie do rozmowy z Tomem. Niewątpliwie podporządkował sobie większość, może i wszystkich Ślizgonów – cóż, ciągle „ukradkowe” spojrzenia podczas naszej rozmowy mówiły same za siebie... Ja za to miałam czelność podważać jego autorytet, choćby w tak drobny sposób. On za to nie wygląda mi na kogoś, kto łatwo odpuszcza i zapomina. Już czuję, że to będzie ciekawa rozgrywka...

2 komentarze:

  1. Dzieje się, dzieje, cieszę się, że wplotłaś trochę humoru ;)
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać że Cecily nie będzie dawała się podporządkować Tomowi. Tom też tak łatwo nie odpuści. Ta ich znajomość może być naprawdę bardzo ciekawa.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń