sobota, 18 października 2014

Rozdział III


 O cholera. Tego obawiałam się najbardziej.

 Zaskoczona i trochę przestraszona podniosłam się ze stołka. Uśmiechnęłam się lekko, ale w środku wcale nie czułam radości. Rzuciłam jeszcze krótkie, tęskne spojrzenie w kierunku stołu Krukonów, przy którym miałam nadzieję zasiąść i poszłam zająć miejsce wśród Ślizgonów. Ci wiwatowali na moją cześć, jakbym była co najmniej gwiazdą quidditcha. Mam nadzieję, że nie często ogarnia ich takie niezdrowe podniecenie... Jedyną osobą, która nie klaskała, był Tom Riddle. Ten uniósł lekko brew, jakby był zaskoczony, ale reszta jego twarzy wyrażała jedynie chłodną kalkulację. Zmierzył mnie spojrzeniem, od którego aż wewnątrz zadrżałam. Wytrzymałam spojrzenie, po czym odwróciłam wzrok i czym prędzej skupiłam się na korpulentnym brunecie, który właśnie robił mi miejsce koło siebie. Z gracją zasiadłam, a on wyglądał, jakby miał się rozpłynąć ze szczęścia. Merlinie, czy on w życiu dziewczyny nie widział?
            – Skoro już wszyscy siedzimy -zabrzmiał magicznie wzmocniony głos – chciałbym was serdecznie powitać, drodzy uczniowie. Bardzo się cieszę, że mimo wydarzeń zeszłego roku szkoła nadal funkcjonuje i że zdecydowaliście się tu wrócić. – Nie rozumiałam, o co chodziło. Hogwart dostarczał mi kolejnej zagadki...

– Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą – jestem Armando Dippet, dyrektor tego przybytku. Zanim rozpoczniemy ucztę, mam jeden komunikat. – Dramatycznie, a przynajmniej tak mu się wydawało, zawiesił głos, a ja niemal słyszałam burczenie w setkach brzuchów. – Jestem zmuszony odjąć Slytherinowi dwadzieścia punktów za wybryk panny Cecily Zabini podczas podróży do szkoły.

Ślizgonom opadły szczęki, a grubasek koło mnie zmierzył mnie takim wzrokiem, jakbym conajmniej zabiła mu matkę. Mężczyzna zaś kontynuował – Chodzi nie tyle o formę, ile o sam fakt złamania przepisów dotyczących nieużywania magii poza szkołą. – Po czym, wyraźnie zadowolony z siebie i z reakcji mojego, od niecałej minuty!, domu, dodał – Życzę smacznego!

 Niektórzy z domu Węża, w tym mój sąsiad, próbowali się kłócić z nauczycielem, inni patrzyli na mnie z mieszanką irytacji i zaciekawienia, próbując wyciągnąć ze mnie, co takiego zrobiłam. Zerknęłam na Riddle’a. Nasze oczy się spotykały. Spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem i skinął głową jakby w geście akceptacji czy przyzwolenia. Co to niby miało znaczyć?! Nie zastanawiając się dłużej nad tym gestem, odwróciłam się do mojego talerza.

 Starałam się ignorować spojrzenia wwiercające się we mnie z każdej strony oraz usilne prośby o opowiedzenie, co takiego zrobiłam. Raz: to nie było nic szczególnego i dwa: naprawdę nie miałam ochoty powtarzać się kilka razy, bo co chwila ktoś inny zadawał to samo pytanie. Podczas uczty moje rozmowy ograniczały się do krótkich zdań typu "podasz mi sok?" czy "zostało jeszcze trochę kurczaka?". Może uznają mnie za gbura, ale szczerze mówiąc, miałam to gdzieś. Poza tym nutka tajemnicy też jeszcze nikomu nie zaszkodziła...

Po skończonej Uczcie chłopak o platynowoblond włosach siedzący obok Toma Riddle’a podszedł do mnie. 

– Abraxas Malfoy, prefekt Slytherinu. – przedstawił się. – Pokażę tobie oraz reszcie nowych, gdzie jest nasze dormitorium – dodał, posyłając mi całkiem serdeczny uśmiech. Może Ślizgoni nie są tacy źli? Wstałam i poszłam za moim przewodnikiem.

Schodziliśmy coraz głębiej, aż dotarliśmy do lochów. Zrobiło się chłodno, ale przyjemnie, przynajmniej dla mnie wychowanej w Petersburgu, który zimą był dosłownie skuty lodem. Niektóre dzieciaki nie były jednak przyzwyczajone do takich temperatur, jeden nawet zaczął szczękać zębami. Musi się dzieciak nauczyć jeszcze wielu rzeczy, bo z tego, co zdążyłam zauważyć, w domu Węża nie ma miejsca na słabości, chyba że usilnie pragniesz, żeby ktoś wykorzystał je przeciw tobie.

 Praktycznie całą drogę rozmawiałam z Abraxasem. Wydawał się całkiem miły. Zauważyłam też, że olbrzymią wagę przywiązuje do czystości krwi. Jednym z jego pierwszych pytań było czy pochodzę z czarodziejskiej rodziny. Gdy odpowiedziałam twierdząco, na jego twarzy wykwitł naprawdę szczery uśmiech. Jak łatwo było zdobyć sobie jego względy, no no...

 Gdy dotarliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu, olbrzymiej podziemnej komnaty całej w srebrze i zieleni, mogłam powiedzieć, że właściwie owinęłam sobie chłopaka wokół palca. Cóż, nie miał raczej mocnej osobowości. Trochę zaczął mnie irytować jego uwielbieńczy, a może nawet zauroczony wyraz twarzy, ale poza tym przyjemnie się z nim rozmawiało. Opowiedziałam mu trochę o sobie, w zamian za to dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, między innymi tego, co mnie od uczty nurtowało.

  – Abraxas, o czym właściwie mówił dyrektor na Uczcie? Co wydarzyło się w zeszłym roku?

 Chłopak westchnął, przeczesał palcami swoje jasne włosy i zaczął mówić.
 – Aż dziwne, że nie słyszałaś... Cała Anglia mówiła o tym! Po szkole grasował jakiś potwór. Nie było wiadomo co to, kilka osób zostało spetryfikowanych, no i była jedna ofiara śmiertelna. – powiedział to takim tonem, jakby opowiadał, co zjadł na śniadanie. – Na szczęście Tomowi udało się schwytać bestię. Okazało się, że był to gigantyczny pająk wypuszczony przez takiego półolbrzyma, Hagrida. Za to wyrzucili gościa ze szkoły i dobrze mu tak! A Tom został bohaterem i z prefekta przemianowano go na prefekta naczelnego, bo nie pozostał wyższy tytuł, jaki mógłby zyskać. – Zakończył wyraźnie dumny.

  Zaraz zaraz... Tom Riddle? – upewniłam się.

  W rzeczy samej. – Usłyszałam głęboki głos zza moich pleców. – Abraxas, rodzice cię nie nauczyli, że nieładnie jest mówić o kimś za jego plecami? – Ton zmienił się na nieco bardziej szyderczy.

 Blondyn wyraźnie drgnął, słysząc Toma. – Ym... Ja... Wybacz mi... – wydukał.

 – Myślę, że powinieneś już iść – odpowiedział tamten tonem, który bynajmniej nie brzmiał jak sugestia, raczej jak rozkaz. O co chodzi? Co to za dziwne relacje?

Malfoy czym prędzej poszedł w stronę drzwi, zapewne do dormitorium, a Tom rozsiadł się w tym czasie na fotelu w pokoju wspólnym i gestem pokazał, żebym i ja usiadła. Byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam się dowiedzieć o nim czegoś więcej, z drugiej jednak chciałam rozpakować się i odpocząć. Zdecydowałam się na drugą opcję. Nie będzie mną rządził tak, jak chociażby Abraxasem!

 – Podziękuję za zaproszenie, może innym razem. – powiedziałam, kierując się w stronę pokojów. Nie uszłam więcej niż pięć kroków, kiedy wpadłam na niewidzialną ścianę. Co...?

 – Chyba się nie zrozumieliśmy – stwierdził Tom, pozornie nonszalancko bawiąc się różdżką. – Mnie się nie odmawia.

  – Cóż, chyba w takim razie ja będę pierwszą osobą, która to zrobi. – Odparłam złośliwie. Co on sobie w ogóle wyobraża?! Arogancki dupek!

 Miałam wrażenie, że przez ułamek sekundy na jego twarzy zagościło coś na kształt zaskoczenia, może podziwu, ale cokolwiek to było, szybko zostało ukryte pod maską obojętności. – I tak nie wejdziesz teraz do dormitorium, więc co ci szkodzi usiąść na chwilę? – spytał, ignorując moją irytację. Salazarze!

            Nie pozostawił mi wyboru. Żeby nie tkwić na środku Pokoju Wspólnego jak głupek, zrezygnowana opadłam na kanapę naprzeciw Toma i spojrzałam na niego wyzywająco. Czego mógł ode mnie chcieć?

2 komentarze:

  1. Abraxas <3 <3 <3 tylko proszę nie zrób z niego cioty, bo zabije. Fabuła wciągająca dużo tajemniczości, jednak rozdziały trochę króciutkie.
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy dzień w Hogwarcie, a Slytherin stracił już dwadzieścia punktów. Ślizgoni są zainteresowani jakby nie wiadomo co zrobiła, a ona tylko użyła czarów poza szkołą.
    Widać że tom lubi wszystkimi rządzić. Z Abraksasem mu się udało. Ciekawe jak uda mu się z Cecily jak mu zapowiedziała, że nie będzie słuchać jego rozkazów.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń