O cholera. Tego obawiałam się najbardziej.
Zaskoczona i trochę przestraszona podniosłam się ze
stołka. Uśmiechnęłam się lekko, ale w środku wcale nie czułam radości. Rzuciłam
jeszcze krótkie, tęskne spojrzenie w kierunku stołu Krukonów, przy którym
miałam nadzieję zasiąść i poszłam zająć miejsce wśród Ślizgonów. Ci wiwatowali
na moją cześć, jakbym była co najmniej gwiazdą quidditcha. Mam nadzieję, że nie
często ogarnia ich takie niezdrowe podniecenie... Jedyną osobą, która nie
klaskała, był Tom Riddle. Ten uniósł lekko brew, jakby był zaskoczony, ale
reszta jego twarzy wyrażała jedynie chłodną kalkulację. Zmierzył mnie
spojrzeniem, od którego aż wewnątrz zadrżałam. Wytrzymałam spojrzenie, po czym
odwróciłam wzrok i czym prędzej skupiłam się na korpulentnym brunecie, który
właśnie robił mi miejsce koło siebie. Z gracją zasiadłam, a on wyglądał, jakby
miał się rozpłynąć ze szczęścia. Merlinie, czy on w życiu dziewczyny nie
widział?
–
Skoro już wszyscy siedzimy -zabrzmiał magicznie wzmocniony głos – chciałbym was
serdecznie powitać, drodzy uczniowie. Bardzo się cieszę, że mimo wydarzeń
zeszłego roku szkoła nadal funkcjonuje i że zdecydowaliście się tu wrócić. – Nie
rozumiałam, o co chodziło. Hogwart dostarczał mi kolejnej zagadki...
– Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą – jestem Armando
Dippet, dyrektor tego przybytku. Zanim rozpoczniemy ucztę, mam jeden komunikat.
– Dramatycznie, a przynajmniej tak mu się wydawało, zawiesił głos, a ja niemal
słyszałam burczenie w setkach brzuchów. – Jestem zmuszony odjąć Slytherinowi
dwadzieścia punktów za wybryk panny Cecily Zabini podczas podróży do szkoły.
Ślizgonom opadły szczęki, a grubasek koło mnie zmierzył
mnie takim wzrokiem, jakbym conajmniej zabiła mu matkę. Mężczyzna zaś
kontynuował – Chodzi nie tyle o formę, ile o sam fakt złamania przepisów
dotyczących nieużywania magii poza szkołą. – Po czym, wyraźnie zadowolony z
siebie i z reakcji mojego, od niecałej minuty!, domu, dodał – Życzę smacznego!
Niektórzy z domu Węża, w tym mój sąsiad, próbowali
się kłócić z nauczycielem, inni patrzyli na mnie z mieszanką irytacji i
zaciekawienia, próbując wyciągnąć ze mnie, co takiego zrobiłam. Zerknęłam na Riddle’a.
Nasze oczy się spotykały. Spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem i skinął głową
jakby w geście akceptacji czy przyzwolenia. Co to niby miało znaczyć?! Nie
zastanawiając się dłużej nad tym gestem, odwróciłam się do mojego talerza.
Starałam się ignorować spojrzenia wwiercające się
we mnie z każdej strony oraz usilne prośby o opowiedzenie, co takiego zrobiłam.
Raz: to nie było nic szczególnego i dwa: naprawdę nie miałam ochoty powtarzać
się kilka razy, bo co chwila ktoś inny zadawał to samo pytanie. Podczas uczty
moje rozmowy ograniczały się do krótkich zdań typu "podasz mi sok?"
czy "zostało jeszcze trochę kurczaka?". Może uznają mnie za gbura,
ale szczerze mówiąc, miałam to gdzieś. Poza tym nutka tajemnicy też jeszcze
nikomu nie zaszkodziła...
Po skończonej Uczcie chłopak o platynowoblond włosach siedzący obok
Toma Riddle’a podszedł do mnie.
– Abraxas Malfoy, prefekt Slytherinu. – przedstawił się. – Pokażę tobie oraz reszcie nowych, gdzie jest nasze dormitorium – dodał, posyłając mi całkiem serdeczny uśmiech. Może Ślizgoni nie są tacy źli? Wstałam i poszłam za moim przewodnikiem.
– Abraxas Malfoy, prefekt Slytherinu. – przedstawił się. – Pokażę tobie oraz reszcie nowych, gdzie jest nasze dormitorium – dodał, posyłając mi całkiem serdeczny uśmiech. Może Ślizgoni nie są tacy źli? Wstałam i poszłam za moim przewodnikiem.
Schodziliśmy coraz głębiej, aż dotarliśmy do lochów.
Zrobiło się chłodno, ale przyjemnie, przynajmniej dla mnie wychowanej w
Petersburgu, który zimą był dosłownie skuty lodem. Niektóre dzieciaki nie były
jednak przyzwyczajone do takich temperatur, jeden nawet zaczął szczękać zębami.
Musi się dzieciak nauczyć jeszcze wielu rzeczy, bo z tego, co zdążyłam
zauważyć, w domu Węża nie ma miejsca na słabości, chyba że usilnie pragniesz,
żeby ktoś wykorzystał je przeciw tobie.
Praktycznie całą drogę rozmawiałam z Abraxasem.
Wydawał się całkiem miły. Zauważyłam też, że olbrzymią wagę przywiązuje do
czystości krwi. Jednym z jego pierwszych pytań było czy pochodzę z
czarodziejskiej rodziny. Gdy odpowiedziałam twierdząco, na jego twarzy wykwitł
naprawdę szczery uśmiech. Jak łatwo było zdobyć sobie jego względy, no no...
Gdy dotarliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu,
olbrzymiej podziemnej komnaty całej w srebrze i zieleni, mogłam powiedzieć, że
właściwie owinęłam sobie chłopaka wokół palca. Cóż, nie miał raczej mocnej
osobowości. Trochę zaczął mnie irytować jego uwielbieńczy, a może nawet
zauroczony wyraz twarzy, ale poza tym przyjemnie się z nim rozmawiało. Opowiedziałam
mu trochę o sobie, w zamian za to dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy,
między innymi tego, co mnie od uczty nurtowało.
– Abraxas, o czym właściwie mówił dyrektor na
Uczcie? Co wydarzyło się w zeszłym roku?
Chłopak westchnął, przeczesał palcami swoje jasne włosy
i zaczął mówić.
– Aż dziwne, że
nie słyszałaś... Cała Anglia mówiła o tym! Po szkole grasował jakiś potwór. Nie
było wiadomo co to, kilka osób zostało spetryfikowanych, no i była jedna ofiara
śmiertelna. – powiedział to takim tonem, jakby opowiadał, co zjadł na
śniadanie. – Na szczęście Tomowi udało się schwytać bestię. Okazało się, że był
to gigantyczny pająk wypuszczony przez takiego półolbrzyma, Hagrida. Za to
wyrzucili gościa ze szkoły i dobrze mu tak! A Tom został bohaterem i z prefekta
przemianowano go na prefekta naczelnego, bo nie pozostał wyższy tytuł, jaki
mógłby zyskać. – Zakończył wyraźnie dumny.
– Zaraz zaraz... Tom Riddle? – upewniłam się.
– W rzeczy samej. – Usłyszałam głęboki głos zza
moich pleców. – Abraxas, rodzice cię nie nauczyli, że nieładnie jest mówić o
kimś za jego plecami? – Ton zmienił się na nieco bardziej szyderczy.
Blondyn wyraźnie drgnął, słysząc Toma. – Ym...
Ja... Wybacz mi... – wydukał.
– Myślę, że
powinieneś już iść – odpowiedział tamten tonem, który bynajmniej nie brzmiał
jak sugestia, raczej jak rozkaz. O co chodzi? Co to za dziwne relacje?
Malfoy czym prędzej poszedł w stronę drzwi, zapewne do
dormitorium, a Tom rozsiadł się w tym czasie na fotelu w pokoju wspólnym i
gestem pokazał, żebym i ja usiadła. Byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam
się dowiedzieć o nim czegoś więcej, z drugiej jednak chciałam rozpakować się i
odpocząć. Zdecydowałam się na drugą opcję. Nie będzie mną rządził tak, jak
chociażby Abraxasem!
– Podziękuję za
zaproszenie, może innym razem. – powiedziałam, kierując się w stronę pokojów.
Nie uszłam więcej niż pięć kroków, kiedy wpadłam na niewidzialną ścianę. Co...?
– Chyba się nie
zrozumieliśmy – stwierdził Tom, pozornie nonszalancko bawiąc się różdżką. – Mnie
się nie odmawia.
– Cóż, chyba w takim razie ja będę pierwszą osobą,
która to zrobi. – Odparłam złośliwie. Co on sobie w ogóle wyobraża?! Arogancki
dupek!
Miałam wrażenie, że przez ułamek sekundy na jego
twarzy zagościło coś na kształt zaskoczenia, może podziwu, ale cokolwiek to
było, szybko zostało ukryte pod maską obojętności. – I tak nie wejdziesz teraz
do dormitorium, więc co ci szkodzi usiąść na chwilę? – spytał, ignorując moją
irytację. Salazarze!
Nie pozostawił mi wyboru. Żeby nie
tkwić na środku Pokoju Wspólnego jak głupek, zrezygnowana opadłam na kanapę
naprzeciw Toma i spojrzałam na niego wyzywająco. Czego
mógł ode mnie chcieć?
Abraxas <3 <3 <3 tylko proszę nie zrób z niego cioty, bo zabije. Fabuła wciągająca dużo tajemniczości, jednak rozdziały trochę króciutkie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arystokratka
Pierwszy dzień w Hogwarcie, a Slytherin stracił już dwadzieścia punktów. Ślizgoni są zainteresowani jakby nie wiadomo co zrobiła, a ona tylko użyła czarów poza szkołą.
OdpowiedzUsuńWidać że tom lubi wszystkimi rządzić. Z Abraksasem mu się udało. Ciekawe jak uda mu się z Cecily jak mu zapowiedziała, że nie będzie słuchać jego rozkazów.
Będę czytać dalej.