sobota, 21 listopada 2015

Rozdział XIX

Dzieje się, oj dzieje... Osobiście jestem zadowolona z rozdziału – zarówno z treści, jak i długości. Piszcie, co wy o nim myślicie!

   ***   

            Równo o dziewiętnastej weszliśmy z Cecilią do Pokoju Życzeń. Sala nie wyglądała tak, jak zazwyczaj –  jasne ściany stały się lekko brązowe, ławek w ogóle nie było, a przy kominku stała samotna kanapa obita czarną, nie butelkowozieloną skórą, jak to miało miejsce wcześniej. Zakląłem w duchu. Nie umiałem skupić się wystarczająco, by uzyskać zamierzony wygląd pomieszczenia, a to źle, bardzo źle... Musiałem zapanować nad gonitwą moich myśli.

 Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco.

 –  Coś się dzieje, Tom?

 –  Drobne rozkojarzenie. Ćwiczymy? –  Chciałem szybko zakończyć niewygodny temat, jednak Cecilia nie dała za wygraną. Przymrużyła podejrzliwie oczy i leniwym krokiem zaczęła zbliżać się w moją stronę.

 –  Nie lubię tajemnic. –  powiedziała, stając zaledwie stopę ode mnie. –  Dlatego mam propozycję. Jeśli wygram pojedynek, powiesz mi więcej o swoich planach i o tym, co cię dręczy.



 –  A jeśli przegrasz? –  spytałem z szelmowskim uśmiechem. Musiałem przyznać, że pomysł zakładu mnie zaintrygował...
           
 Wymyśl coś. Wątpię jednak, że miałabym dać się pokonać. Nie dzisiaj. –  odparła pewnie. Zbyt pewnie, jak na mój gust... Przyda się utrzeć jej nosa...

 –  Jeśli wygram... –  Zastanowiłem się. Chwila, chwila... To może być sposób, by wreszcie przetestować to, co ostatnio opracowałem. Pogratulowałem sobie w duchu tak genialnej koncepcji.

  –  Wiem. Jeśli wygram, przyjmiesz ode mnie mały prezent. Tylko tyle.

 Widząc jej zdziwioną i nieufną minę, dodałem –  Nie musisz się martwić, z pewnością nie będzie to coś, co mogłoby ci w jakiś sposób zrobić krzywdę.

 –  Czyli co właściwie masz na myśli? –  spytała, tracąc rezon. Znacznie lepiej. Pycha potrafi być tak denerwująca!

 –  Dowiesz się w swoim czasie. –  odparłem. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, by dopracować pomysł, więc nie chciałem zdradzać za wiele. Poza tym, skoro ona nie lubi tajemnic, niech się dodatkowo pomęczy.

            Zacisnęła usta w cienką linię i zmierzyła mnie nieufnym spojrzeniem, jednak po chwili kiwnęła głową.
           
 Zgoda. Przysięga Czarodzieja?

Zgodziłem się a następnie podaliśmy sobie dłonie, by dokonać rytuału. Może i od początku roku zbliżyliśmy się do siebie, jednak wciąż nie mielismy do siebie wystarczająco dużo zaufania, by zakładać się bez magicznej gwarancji.

   ***   

Stawka była dla mnie na tyle wysoka, że nie miałam zamiaru grać czysto. W końcu ile razy dostaje się szansę dowiedzenia się absolutnie wszystkiego, co druga osoba ukrywa? Nie wspominając o tym, że tą osobą jest nie kto inny, tylko sam król tajemnic, Tom Riddle...

Tom jako pierwszy złożył Przysięgę. Cierpliwie czekałam... Drugą ręką starałam się na tyle subtelnie chwycić różdżkę, by chłopak tego nie zauważył. Gdy nadeszła moja kolej, już byłam prawie gotowa. Podczas wypowiadania formułki powoli przesuwałam dłoń dzierżącą broń ku Ślizgonowi, by przy ostatnich słowach mieć go na linii strzału.

             ...i w przypadku przegranej przyjmę prezent –  zakończyłam.

            W chwili, gdy chłopak już otwierał usta, by przyjąć moją Przysięgę, wydarzyło się wiele rzeczy na raz. Skierował oczy w dół dokładnie tam, gdzie znajdowała się moja różdżka i na ułamek sekundy oboje zamarliśmy –  ja, blada z przerażenia, on zaś niewątpliwie wkurzony na taki obrót sprawy. Po chwili wszystko potoczyło się szybko. Ja krzyknęłam Drętwota!, czując jednocześnie szarpnięcie w prawej dłoni wciąż trzymanej przez Riddle'a. Zaklęcie chybiło celu o włos, a ja zostałam obrócona tak, że nagle moje plecy były przyciśnięte do torsu Ślizgona, a jego ręka boleśnie wykrzywiała moją, która przez jego chwyt zacisnęła się wokół mojej szyi. Drugą dłoń zacisnął na moim lewym nadgarstku tak, bym nie mogła się wydostać z tej pułapki ani rzucić w niego uroku.

Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło walić jak oszalałe. Bałam się, to pewne. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać – on potrafił być nieobliczalny. Na moje plecy wstąpił zimny pot, a twarz wykrzywił grymas lęku. Ciepło jego ciała stykającego się z moim drażniło, a zapach jego perfum wypełniał moje nozdrza. Miałam wrażenie, że duszę się od tej woni. Brałam coraz płytsze wdechy, równocześnie starając się, by nie robić tego zbyt głośno. Chciałam jak najszybciej się odsunąć, jednak byłam zakleszczona. Bezbronna. Wiedziałam, że mi nie odpuści, spodziewałam się, że zaraz uraczy mnie jakąś wyjątkowo bolesną klątwą. Poczułam, że jego twarz zbliżyła się do mojego ucha, a powietrze wydostające się z jego ust delikatnie poruszało luźne kosmyki, które wydostały się z mojego koka. Niemal muskając skórę mojej szyi swoim gładko ogolonym policzkiem, Riddle wreszcie się odezwał, a ja zacisnęłam powieki, czekając na cios.

 Przyjmuję twoją Przysięgę. –  wyszeptał.

            Zamrugałam kilkakrotnie ze zdziwienia. Nie atakuje? Byłam pewna, że to zrobi! Podejrzewałam, że jego usta wygięły się w drapieżnym uśmiechu, gdy wypowiadał to zdanie. Nieobliczalny – to dobre słowo... Pomiędzy naszymi dłońmi przeskoczył impuls magii potwierdzający zawarcie paktu. Chłopak uwolnił mnie, wręcz odpychając od siebie, a ja czym prędzej odwróciłam się twarzą do niego, odsuwając się na kilkanaście stóp.

 –  Skoro tak sobie życzysz... To i ja nie będę grał czysto. –  Na jego twarzy zagościła upiorna wersja uśmiechu, a w moim gardle stanęła gula. To się doigrałam...

 Nie czekając, aż wykonam jakikolwiek ruch, Riddle wypuścił w moją stronę serię uroków. Musiałam skakać, robić uniki, ale i nie pozostawałam dłużna –  atakowałam z równą zaciekłością. Oboje chcieliśmy wygrać, mieliśmy olbrzymią motywację. W pewnym momencie czerwony błysk zaklęcia poleciał w moją stronę i machinalnie zastosowałam tarczę. Za późno zorientowałam się, że to był błąd –  czar nawet nie zwolnił i tylko cudem uniknęłam trafienia.

             Tarcza, Zabini, serio? Co ci o tym mówiłem? –  krzyknął chłopak.

            Wtedy coś do mnie dotarło –  on nie tylko się ze mną pojedynkował. Mimo wszystko, mimo mojego nieudanego ataku i stawki, o jaką toczyliśmy walkę, szkolił mnie. Teraz pytanie –  był tak oddany swojej funkcji trenera, czy po prostu tak pewny swojej wygranej? A może jedno i drugie? Nie zastanawiałam się dłużej. Już wiedziałam, jaką słabą stronę może mieć w walce ze mną... Tylko jak ją wykorzystać?

I wtedy wpadłam na pomysł. Poczekałam, aż w moją stronę będzie zmierzało niezbyt mocne zaklęcie i zamarkowałam unik, dając się trafić. Na szczęście spowodowało tylko intensywne krwawienie z mojej łydki przez dość powierzchowną ranę. Mogło być gorzej.

 Co się z tobą dzisiaj dzieje? –  Tom zaczął mnie strofować. –  Najpierw ta godna pożałowania tarcza, teraz...

            To była moja okazja. Korzystając z częściowego rozproszenia chłopaka zajętego robieniem mi uwag, przywołałam większą niż zwykle dawkę magii, po czym zaatakowałam jednym z najbardziej niszczycielskich zaklęć jakie znałam.

 –  Confringo! wykrzyknęłam, a potężny strumień magii podobny do ognistej eksplozji wydostał się z mojej różdżki.

 Dopiero gdy cały płomień osiągnął swój cel uświadomiłam sobie, jak potężne było to zaklęcie. Czy mogłam poważnie uszkodzić Riddle'a? Tak. Nawet zabić? Prawdopodobne. Czy się tym przejmowałam? Nie. No dobrze, może trochę... W końcu moja nagroda wymagała go żywego!

            Na swoje szczęście chłopak zdołał się obronić. Gdy dym rozwiał się, zobaczyłam Toma. Dyszał ciężko, ale wciąż trzymał się na nogach, co już było wielkim wyczynem. Nie raz widziałam siłę tego czaru. Nie miałam wątpliwości, że teraz z łatwością wygram.

   ***   

 Cecilia i niemal czarnomagiczny urok? Właściwie nie powinno mnie to dziwić –  w końcu Durmstrang od zawsze słynął z nauczania magii nie do końca czystej. Uświadomiłem sobie, że wciąż mało wiem o jej możliwościach. Oczywiście nie o fizycznych –  te znałem bardzo dobrze. Jednak zakres zaklęć, jakimi sie posługiwała, wciąż mnie zaskakiwał.
           
            Musiałem włożyć całą swoją energię w zablokowanie skutków czaru. Udało mi się –  wyszedłem cało z tego ataku. Spojrzałem na dziewczynę z podziwem i irytacją zarazem. Zaimponowała mi, to pewne, jednak jeśli sądziła, że tak łatwo mnie pokona... Cóż, myliła się. Czas wreszcie skorzystać z tajnej broni.

            Posłałem ku dziewczynie zaklęcie, którego nie mogła zablokować. Użyłem niby zwykłego Alarte Ascendare, które nie wyczerpało mnie do cna, jednak ona nie umiałaby się obronić. Na swój atak zużyła na tyle dużo enegrii, że nie zdołała się nawet uchylić, tym razem nie specjalnie, nie tak jak wcześniej, gdy za późno zorientowałem się, że to podstęp. Czar wyrzucił jej ciało do góry pod sam sufit, po czym ono bezwładnie runęło na ziemię. Dziewczyna miała trochę szczęścia przy upadku usłyszałem tylko delikatne chrupnięcie, za wiele nie mogła złamać. Miałem pewność, że nie uszkodziła głowy, gdyż spadając, asekurowała się rękoma, a w tej chwili reszta była mało istotna.

 Podszedłem do niej. Różdżka leżała obok, więc dla pewności tylko kopnąłem ją pod ścianę. Gdy dziewczyna zaczęła się poruszać i próbować podnosić, popchnąłem jej unoszące się właśnie ramię tak, że przeturlała się z brzucha na plecy. Stęknęła cicho. Otworzyła oczy, a ujrzawszy mnie, zaczęła się dość nieudolnie wycofywać. Zauważyłem, że jej prawa ręka jest wygięta pod dziwnym kątem. Czyli podczas upadku musiała uszkodzić właśnie ten nadgarstek. Dostrzegłem też krew sączącą się z jej lewej łydki. Obie rany skutecznie uniemożliwiały jej nawet ucieczkę, a co dopiero obronę...

 –  W normalnej walce już byś była martwa –  powiedziałem, po czym stopą przygniotłem jej ranną nogę. Cecilia syknęła z bólu, patrząc na mnie nienawistnym spojrzeniem. W odpowiedzi tylko uśmiechnąłem się szyderczo.

 –  Ale masz szczęście, to tylko nasz mały pojedynek –  kontynuowałem. –  Chyba zgodzisz się ze mną, że wygrałem?

 Jeśli wcześniej w jej oczach widoczna była nienawiść, to teraz widniała w nich czysta chęć mordu. Burknęła coś, zapewne przekleństwo –  jaka szkoda, że nie dosłyszałem. Mocniej przycisnąłem stopą ranę, a spod mojego buta spłynęło więcej krwi.

 –  Chyba nie dosłyszałem. Co powiedziałaś? –  zapytałem uprzejmym tonem, co musiało doprowadzić dziewczynę do szału. Po chwili jednak powiedziała to, na co czekałem.

 Tak. Wygrałeś –  niemal warknęła, a ja uśmiechnąłem się z satysfakcją. Zabrałem nogę, po czym jednym machnięciem różdżki zatamowałem krwawienie z łydki dziewczyny.

             Z nadgarstkiem lepiej pójdź do Skrzydła Szpitalnego. Jest tam na tyle dużo kostek, że jeden niewłaściwy ruch różdżką mógłby sprawić, że straciłabyś czucie w dłoni. A zakładam, że ci na niej zależy.

 –  Dziękuję za radę, o wspaniały! Nie wiem, jak zdołałam przeżyć tyle lat bez twoich niezbędnych wskazówek! –  powiedziała sarkastycznie, powoli się podnosząc. Stanęła niepewnie na nogach, jednak gdy próbowała zrobić krok, zachwiała się. Chwyciłem ją pod ramiona od przodu, zanim zdążyła upaść. Oparła dłonie na moim torsie tylko po to, by się odepchnąć i znów samodzielnie stanąć.

 –  Nie dotykaj mnie –  warknęła.

 –  Och, co się stało z twoimi manierami! Chyba pomyliłaś „nie dotykaj mnie” z „dziękuję” –  powiedziałem z ironią. Mimo jej słów, moje ręce wciąż podtrzymywały jej ciało.

 –  Nie denerwuj mnie i zabieraj stąd te łapska, Riddle! –  krzyknęła, strząsając moje ręce z siebie. Zabrałem je, unosząc je w geście poddania się, po czym założyłem je na piersi.

 Niech ci będzie. Uważasz jednak, że zdołasz długo się sama utrzymać? Może jeszcze żwawo pójdziesz po różdżkę i w podskokach opuścisz salę? –  O tak, dobrze się bawiłem. Z drugiej strony wiedziałem też, że Cecilia straciła sporo krwi, a już na pewno na tyle dużo, by potrzebować odpoczynku. Oczywiście ona nie byłaby sobą, gdyby nie zlekceważyła tego faktu.

             Poradzę sobie, Riddle –  prychnęła i zaczęła się kierować w stronę swojej różdżki leżącej dobre pięć metrów dalej. Nie doszła jednak do niej –  zachwiała się i upadła na kolana. Powolnym krokiem podszedłem do niej i przyklęknąłem obok.

 –  Zabini, Zabini... Kiedy ty zrozumiesz, że ja naprawdę się troszczę o twoje zdrowie? –  spytałem przesłodzonym głosem, a widząc zirytowany wzrok dziewczyny, westchnąłem.

             Pomogę ci. –  Nie zamierzałem patrzeć, jak uwłacza swojej godności, czołgając się po podłodze, byleby udowodnić mi i sobie, że była silniejsza niż w rzeczywistości. Chwyciłem różdżkę dziewczyny, podałem jej do ręki, a następnie, gdy znów próbowała wstać, pomogłem jej tylko po to, by przerzucić ją sobie przez ramię.

 –  Cholera jasna, Riddle! Postaw mnie! –  krzyczała, uderzając pięściami w moje plecy. Na szczęście nie wpadła na pomysł, żeby uraczyć mnie jakimś zaklęciem. Zignorowałem jej pokrzykiwania i posadziłem ją na kanapie. Gwoli zachowania szczerości – posadziłem to delikatny eufemizm. Odpowiedniejsze byłoby stwierdzenie „zrzuciłem jak wór kartofli”. Spojrzała na mnie ze złością, po czym usiadła, wyciągając nogi na całą długość siedzenia i całą swoją postawą wyrażając głębokie niezadowolenie. Zaśmiałem się pod nosem, po czym skierowałem się do wyjścia.

             Dokąd idziesz? –  zawołała za mną dziewczyna.

             Nie jestem ci tu potrzebny –  odparłem, będąc już w połowie sali.
            
 Nie chcesz może ze mną posiedzieć? Odpowiedzieć na parę moich pytań? –  zapytała jadowicie.

 Dotarłem do końca pomieszczenia. Położyłem dłoń na klamce i odwróciłem głowę ku Cecilii.

             Nie. –  odparłem krótko, po czym pchnąłem drzwi i wyszedłem na ciemny szkolny korytarz. Cóż, przegrana musi boleć.

   ***   

 Po wyjściu Toma jeszcze długo siedziałam w Pokoju Życzeń. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, opadłam na kanapę i, leżąc na plecach i patrząc w sufit, rozmyślałam. Zastanawiałam się nad planami chłopaka, nad jego dzisiejszym rozkojarzeniem, nad wyjątkową brutalnością, z jaką mnie dziś potraktował... Coś musi być na rzeczy i muszę czym prędzej się dowiedzieć co. W dodatku powrócił kolejny problem –  ta dziwna magia Ślizgona. Wiedziałam, że ostateczny cios został zadany tak, bym nie miała szansy się obronić. Przeklinałam samą siebie, że porzuciłam poszukiwania, zniechęcona brakiem odpowiedzi w książkach. Może powinnam porozmawiać z kimś na ten temat... Tylko z kim? Kto może się znać na dziwnych rodzajach magii? Może Moore, nauczyciel zaklęć? Przychodziła mi do głowy jeszcze jedna opcja. W końcu czary stosowane przez Riddle'a wywoływały takie efekty, jak znane mi uroki. Jedyne, co je różniło to dziwne dźwięki wydawane przez chłopaka –  coś jakby szeleszczenie, syki... I oczywiście brak możliwości normalnej obrony. Więc może w jakiś sposób manipuluje mową, używa innego języka albo... Czy słowa też podlegają transmutacji? Może to dziwna myśl... Ale w świecie magii wszystko jest prawdopodobne. Czyli wypadałoby równiez porozmawiać z Dumbledorem.

 Z postanowieniem, że rozwikłam jedną z tajemnic Riddle'a, nieważne, czy podpytując nauczycieli, szukając w książkach czy wykorzystując jeszcze inną drogę, wygodniej umościłam się na kanapie i mimo bólu, mimo wydarzeń dzisiejszego dnia... Zasnęłam.

   ***   

  Obudziłam się i zamrugałam nerwowo. Gdzie ja jestem? Spróbowałam się poruszyć i poczułam ból dosłownie każdego mięśnia ciała. Najgorzej było jednak z prawą ręką –  nadgarstek piekł, jakby w moje żyły został wtłoczony rozgrzany olej. Jęknęłam i rozejrzałam się uważnie. Uświadomiłam sobie, że wciąż jestem w Pokoju Życzeń. Ile spałam? Nie było ani okien, ani zegara... Nie ma rady –  trzeba po prostu wyjść. I czym prędzej udać się do Skrzydła Szpitalnego.

 Powoli wstałam, cała obolała. Z ulgą zauważyłam, że już nie kręci mi się w głowie przy każdym kroku, jak to miało miejsce tuż po pojedynku. Odpoczynek zrobił swoje. Schowałam różdżkę do kieszeni i skierowałam się do drzwi. Minęłam po drodze zaschniętą plamę krwi –  podejrzewałam, że mojej. Czym prędzej odwróciłam wzrok i przyspieszyłam kroku. Uważając, by nie używać prawej dłoni, nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz.

 Powitało mnie blade światło sączące się przez wielkie witraże okienne. Poranek... Która to może być godzina? Mając nadzieję, że nie jest zbyt wcześnie i że nie będę musiała nikogo budzić, ruszyłam do Skrzydła Szpitalnego.

7 komentarzy:

  1. Niedobry Tomcio. Tak się znęcać nad Cecily. Jestem ciekawa, kiedy Cecily da mu popalić? Czekam z niecierpliwością na taką scenę. Niech się nauczy, że nie zawsze będzie wygrywać :)
    I co to za prezent? Jaka przemiana?
    Pisz szybciej rozdział, bo ja chcę znać odpowiedź na swoje pytania.
    Twój Tom i tak jest bardziej voldemortowaty od mojego. Ale u mnie w najbliższych rozdziałach to się zmieni w stosunku do głównej bohaterki. Taki mały spoiler :)
    Dalej mam cichą nadzieję, że będzie romans Cecily z Tomem, bo jak to wielokrotnie twierdził Dumbledor, miłość to najpotężniejsza magia.
    Życzę weny i zapraszam do mnie :)
    Pozdrawiam
    Lauren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lauren! Jak cudownie znów cię tu widzieć! :D
      Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę - coś Tomciowi za łatwo w życiu... Ale nie martw się, jeszcze mu się oberwie...
      Odpowiedź na przynajmniej jedno z twoich pytań na pewno się znajdzie w następnym rozdziale, więc jest na co czekać (a przynajmniej tak sądzę w swoim radośnie pewnym siebie mózgu...).
      Co do cytatu Dumbledore'a - ostatnio chodził mi po głowie, prawdopodobnie coś w związku z nim się pojawi... Ale już nic nie mówię, nie będę bardziej spoilerować - sama wystarczająco dobrze kombinujesz... Ale czy w dobrą stronę? (Kocham trzymać w niepewności, przepraszam!).
      Dziękuję! Postaram się wpaść do ciebie - już dawno planowałam to zrobić ;)

      Pozdrawiam,
      Cecily

      Usuń
  2. Wybacz, że dzisiaj tak krótko będzie, ale nie mam dzisiaj głowy do tego:) Nie wyłapałam żadnego błędu! Gratuluję! Co do fabuły, było gorąco! Strasznie spodobał mi się ten rozdział, jednak nie mogę się doczekać Nocy Duchów :3 tak bardzo jestem ciekawa co knuje nasz Tom. No i był Abrax ! <3 Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! Ps. Świetna walka!
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zrobiło mi się tak cieplutko na sercu :D
      Noc Duchów zbliża się wielkimi krokami... I jak tu było gorąco, to ja nie wiem, jak określić to, co planuję w następnym rozdziale, hihihi ^^

      Pozdrawiam,
      Cecily

      Usuń
  3. Przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały. Bardzo wciągające, nie mogłam się oderwać od tego opowiadania. Masz świetny styl pisania. Fabuła jest genialna. Nie wymyśliła bym czegoś takiego. Bardzo dobre opisy. MIniaturki też są świetne. Nic dodać, nic ująć.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Pozdrawiam,
    Rosa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz! Bardzo motywuje do dalszego pisania!
      Cieszę się, że polubiłaś to opowiadanie i mam nadzieję, że im dalej, tym bardziej ci się będzie podobać!

      Pozdrawiam,
      Cecily

      Usuń
    2. Też mam taką nadzieję. Nie mogę doczekać się XX rozdziału, ale korzystając z okazji, chciałabym Cię prosić o rady. Jakiś czas temu, też zaczęłam pisać bloga (moim zdaniem jest beznadziejny, ale to tylko moje zdanie, które, prawdopodobnie, jest trochę nieobiektywne). Więc zapraszam na przejrzenie mojego opowiadania. Na razie nie powala, ale rady się przydadzą :)
      http://przeznaczenie-ktore-stalo-sie-prawda.blogspot.com

      Pozdrawiam i życzę duuużo weny,
      Rosa

      Usuń