niedziela, 11 października 2015

Rozdział XV

To póki co mój najdłuższy rozdział i muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona. Pisałam go długo przez fakt, że Tom nie chciał współpracować - a raczej ja z nim nie mogłam dojść do porozumienia. Aż wreszcie mnie oświeciło. Pewnego wieczoru, myśląc nad sceną, dotarło do mnie, jak i, co ważniejsze, dlaczego powinien postąpić tak, a nie inaczej. Bez wątpienia Riddle jest trudny, ale ja nie poddaję się łatwo...  Argh, rozgadałam się, przepraszam, już kończę!
Zapraszam do lektury! (i oczywiście do komentowania!)


   ***   

 Nienawidzę tych słów, ale... Tom miał rację. Od razu po sygnale startu Krukoni wystrzelili ku nam nieszczególnie wyszukane zaklęcia, z którymi stosunkowo łatwo poradziła sobie moja obrona, a w tym czasie Riddle odpowiadał ogniem. Jeden z nich nieudolnie usiłował zastosować tarczę, jednak klątwa mojego partnera z łatwością przebiła się przez niezbyt skuteczą ochronę – pokonany. Drugi, ciut mądrzejszy, zrobił unik, lecz i to na niewiele się zdało – porzuciłam defensywę  i równocześnie z Tomem wystrzeliłam urok ku naszemu przeciwnikowi. Unknąwszy jednego pocisku, chłopak wpadł dokładnie na linię strzału drugiego. Różdżka wyleciała ze świstem z jego dłoni i upadła gdzieś w tłumie widzów.

         Nasi obserwatorzy zaczęli klaskać i pokrzykiwać z uznaniem, tak, że powstał hałas godny przeciętnego meczu quidditcha. Wymieniliśmy z Tomem spojrzenia pełne satysfakcji, a na naszych twarzach wykwitły półuśmiechy – nieme wyrazy aprobaty. W pierwszej, niezbyt wymagającej próbie współpraca wyszła nam perfekcyjnie i miejmy nadzieję, że w poważniejszych starciach będzie szło nam równie dobrze, jeśli nawet nie lepiej.

         – Brawo, Zabini i Riddle! Zwycięstwo w cztery i pół sekundy – bardzo dobry wynik! – Wykrzyknęła profesor Merrythought, przebijając się przez okrzyki uczniów tylko dzięki magicznemu wzmocnieniu głosu. –  A panowie Fronner i Leighton niech lepiej poćwiczą obronę – dodała na zakończenie, po czym wywołała kolejne pary do pojedynku.

         Gdy schodziliśmy z podium, gwar zaczął ustawać, lecz wciąż skierowane były ku nam spojrzenia pełne podziwu. Bądź co bądź, cztery i pół sekundy to wybitny czas jak na pojedynki klasowe. Niewielu jednak wiedziało, że nasz poziom znacznie wykraczał poza ten oczekiwany...

         Gdy kolejna potyczka się rozpoczęła, a ja i Tom coraz bardziej zagłębialiśmy się w tłum uczniów, zainteresowanie naszą dwójką znacząco spadło. Coraz mniej osób rzucało nam uśmiechy uznania, uczniów bardziej zajmował następny pojedynek niż zwyciezcy poprzedniego – to naturalne. Naturalnym też był fakt, że coraz mniej uwagi poświęcałam Riddle'owi i vice versa. Przyzwyczaiłam się do naszej relacji – gdy potrzebowaliśmy czegoś od drugiej strony, sto procent zainteresowania kierowaliśmy ku niej. Gdy zaś zrobiliśmy to, co musieliśmy, traktowaliśmy się dość chłodno i z rezerwą, dochodząc do wniosku (a przynajmniej z mojej strony tak to wyglądało), że każde z nas ma swój świat, w który nie warto zbytnio ingerować, ale który, dla własnego spokoju i bezpieczeństwa, należy jak najlepiej poznać. Co prawda zdążyłam nabrać do niego nieco zaufania, jednak nie na tyle, by całkowicie stracić czujność. Dlatego nie pchałam się chłopakowi w każdą sferę życia, ale za to uważnie obserwowałam każdy jego ruch jakby był figurą na szachownicy. Chwila nieuwagi i szach-mat, przegrałam, a do tego nie miałam zamiaru dopuścić.

 Machinalnie wręcz zaczęłam wypatrywać w tłumie karmelowo-brązowych włosów Carmen, które mignęły mi gdzieś, gdy schodziłam z miejsca walki, gdy nagle poczułam dłoń chwytającą mnie za lewe przedramię. Natychmiast się odwróciłam, prawą rękę zaciskając jednocześnie na różdżce.

 Długie, chłodne palce, które zacisnęły się na mojej ręce odrobinę zbyt mocno, należały, ku mojemu zdziwieniu, do Toma. To zdecydowanie nie było elementem naszego naturalnego porządku rzeczy. Uniosłam brwi, zdziwiona jego zachowaniem.

 – Od kiedy to się tak spoufalasz ze mną, Riddle? – spytałam cierpko, lecz nie bez nuty zaskoczenia w głosie. Bądź co bądź, robota została wykonana, czego jeszcze mógłby ode mnie chcieć?

 – Od teraz. – odparł ze spokojem, który, miałam wrażenie, tylko maskuje irytację nastolatka.

 Spojrzałam na niego z miną „no co ty nie powiesz”, ostatnimi siłami powstrzymując się od przewrócenia oczami. Ucisk na moim ramieniu nieco zelżał i chłopak kontynuował, niezrażony w żaden sposób moją reakcją.

         – Jutrzejszy trening możemy sobie odpuścić, w zamian za to chcę, żebyś ze mną obserwowała pojedynki. Mimo że większość z tych osób nie walczy zbyt dobrze, mogą mieć ciekawe pomysły na taktyki, które mogłoby dać się kiedyś wykorzystać.

 – Poza tym jeszcze łatwiej będzie nam z nimi walczyć. – dodałam, niejako przytakując Tomowi. Miał  słuszność – to była okazja, której lepiej nie przegapić.

         Chłopak zabrał rękę, a ja płynnym ruchem schowałam różdżkę do kieszeni szaty. Czujność czasem bywała zbędna, ale warto być nadwrażliwym sto razy niż dać się zaskoczyć ten jeden raz.

         Tom zaczął przedzierać się przez tłum. Nie, właściwie nie przedzierać – przechodzić przez niego. Morze ludzi jakby rozstępowało się na widok Ślizgona. Oczywiście nie padali na twarz i bili pokłonów, tylko subtelnymi ruchami ustępowali miejsca chłopakowi. Skąd w nim taka charyzma? Jak on to osiągnął? Nie umiałam sobie odpowiedzieć na te pytania. Będę musiała spytać o to Carmen lub Abraxasa, bo wątpię, by taki respekt dawało jedynie schwytanie potwora...

   ***   

 Dostrzegłem spojrzenie Cecilii, które zdawało się poszukiwać kogoś w tłumie. Pewnie szuka tej swojej psiapsiółeczki, która zdecydowanie musiała mieć w swoim rodowodzie koparkę zważywszy na to, jak szczęka jej opadała właściwie za każdym razem, gdy patrzyła na mnie. Okropność. Dlaczego ta czystokrwista Rosjanka się zadaje z osobą w tak oczywisty sposób pozbawionej ogłady?

 I wtedy mnie oświeciło. Czas na fazę drugą planu.

 Proponując jej wspólne obserwowanie pojedynków, moim jedynym celem nie było doszkalanie jej. Nie, powodów znalazło się więcej, a najważniejszym stała się niejaka inicjacja do Wewnętrznego Kręgu i stopniowe odcinanie jej od innych znajomości, choćby tej ze Ślizgonką zasługującą co najwyżej na pogardę.

         Zagłębiłem się w tłum i stanąłem dokładnie w połowie długości podium i w odległości jakichś siedmiu stóp od niego, Cecilia posłusznie podążyła za mną. Pochwyciłem spojrzenie Malfoy'a stojącego zaledwie parę kroków dalej. Niedaleko też stali Prince i Lestrange. Wszyscy trzej niemal natychmiast zaczęli się przemieszczać, by znaleźć się bliżej mnie. Kątem oka zarejestrowałem też ruch za mną – to Avery postanowił również do nas dołączyć. Pięknie dali się wytresować...

         – Tom, Cecily, byliście niesamowici. – Pogratulował nam Abraxas, gdy tylko stanął obok Cecilii zajmującej pozycję po mojej lewej. Miałem ochotę prychnąć, lecz powstrzymałem się. Zamiast tego skinąłem głową, nie odrywając wzroku od pojedynku. Cały Malfoy – podlizuje się jak zwykle, nie mówiąc zarazem nic, czego bym nie wiedział. Dziewczyna zaś... Czy ona się właśnie zarumieniła? Lekko bo lekko, ale nie ulegało wątpliwości, że jej policzki stały się odrobinę bardziej różowe niż jeszcze chwilę temu. Na jej wargach zatańczył cień uśmiechu, a z jej ust wypłynęły dźwięczne słowa podziękowania. Salazarze, żeby tylko ona nie okazała jak wszystkie...

 Wymieniając z Cecilią uwagi na temat taktyk i stylu walki kolejnych duetów coraz bardziej nabierałem pewności, że jednak coś ją wyróżnia. Zacznijmy od tego, że nie lepi się do mnie, jakbym był najsłodszym przysmakiem z Miodowego Królestwa. Zdecydowanie plus za to. Dodatkowo zdążyłem zauważyć, że podczas gdy większość dziewcząt na sali stopniowo zaczęła tracić zainteresowanie rogrywkami, ona wciąż obserwowała i niewiele mogło jej umknąć. Czujność – ważna zaleta. Ostatnie spostrzeżenie – jej aparycja. Ładna buźka, która zawsze się przyda, jednak nie w typie słodkiej pensjonarki – raczej królowa północy z kontrastującymi z jasną cerą rudymi splotami. Figura też niczego sobie... Jednak to, co mnie najbardziej uderzyło, był jej swobodny, a zarazem estetyczny wygląd. Widać, że nie poświęcała wiele czasu na czesanie czy strojenie się, ale zachowywała elegancję, której wiele arystokratek mogłoby jej pozazdrościć. Takiej kobiety potrzeba w mojej armii – dostojnej, silnej, której priorytetem nie jest uroda, lecz także nie chodzi zaniedbana. Gdy kiedyś wyjdę poza te mury szkolne i zacznę coś znaczyć w zewnętrznym świecie, taka osoba u boku może okazać się znaczącym atutem.


         Będę musiał sprawdzić ją jeszcze na wielu polach, jednak dziewczyna miała ogromne szanse, by przejść każdy test, który przygotuję. W głębi duszy miałem nadzieję, że podoła. Mogłaby być naprawdę przydatna, a jednostki zastępczej to ze świecą szukać...

5 komentarzy:

  1. Mam pytanie, zanim się zagłębię w opowiadanie... Jest to opowiadanie tylko o Tomie? Czy występuje tak jeszcze coś lub ktoś, kto się z nim łączy? Jakaś OC lub kanoniczny bohater?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jest to blog bezparringowy - nie uznaję Toma w jakiejkolwiek miłosnej relacji ;-)

      Usuń
  2. Widzę, iż Frozenka wpadła do ciebie. Do mnie jeszcze nie. A przynajmniej tak mi się zdaje, bo nie mam od niej komentarza :(
    Rozdział jest świetny :) Opisy są ciekawe. Potrafisz opisać świat z punktu widzenia Toma, a to trudna sztuka, której jeszcze się nie nauczyłam.
    Pojedynek trwał 4,5 sekundy? Nie za szybko się potoczył?
    Zauważyłam kilka literówek.
    Jejku, nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
    Pisz szybko i życzę mnóstwo weny!
    Pozdrawiam
    Lauren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Męczyłam rozdział dość długo, ale się cieszę, że udało mi się dopieścić perspektywę Toma, który tym razem postanowił być niezwykle oporny. Dlatego tak wiele znaczą dla mnie twoje słowa :-)
      Czas pojedynku właśnie miał taki być - hiperkrótki - w końcu to ich pierwsze wspólne i z pewnością najłatwiejsze starcie. Poza tym czego można się spodziewać po wybitnym Riddle'u? :P
      Jeszcze raz dziękuję! Zrobię co w mojej mocy, niestety muzy bywają kapryśne ;-)

      Usuń
  3. Chce Cecilię i Abraxasa razem ! :C Super wciąga mnie to opowiadanie i intryguje.
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń